Выбери любимый жанр
Оценить:

Wybór


Оглавление


14

Otóż, zdawał sobie sprawę.

Pomimo to…

V

U Nikołaja Jeżowa odbywa się bal maskowy.

Zanim opowiemy o samym balu, warto poświęcić kilka słów na opis wnętrza, na wyjaśnienie specyfiki tego miejsca. Mieszkanie Jeżowa znajduje się w starym budynku, wzniesionym wtedy, gdy jeszcze potrafiono budować wspaniałe apartamenty, duże i jasne, z frontowym i kuchennym wejściem. W mieszkaniu jest mnóstwo pokoi i korytarzy, jest sala przyjęć i sala gimnastyczna. Dla zwiększenia poczucia przestronności, przebito przejście do sąsiedniego mieszkania, a stamtąd połączono się z następnym. W efekcie wyszło na to, że mieszkanie ma nie jedno paradne wejście, lecz kilka, nie mówiąc już o wejściach kuchennych. Dla bezpieczeństwa co poniektóre przejścia zastawiono, a niektóre zamurowano. W efekcie uzyskano mieszkanie wymarzone na korowody taneczne albo poranną przejażdżkę rowerową. Liczbę pokoi znają chyba tylko sprzątaczki. Poza nimi nikt nie zadał sobie trudu, by je wszystkie policzyć. Nikołaj Jeżów ma oczywiście jeszcze przyjemne mieszkanko na Kremlu, ale tam urządzać bale maskowe byłoby jakoś głupio.

Ma, rzecz jasna, domki letniskowe. Jeden w Puszkino, pod Moskwą, drugi w Jałcie. Ale to daleko – trudno zorganizować przyzwoitą imprezkę. Dlatego wszystkie jeżowowskie maskarady odbywają się w mieszkaniu na Kisielnym. Tutaj co wieczór rżnie muzyka, migotają kolorowe lampiony, pary pląsają w tańcu. Towarzysze wystrojeni stosownie: husarze i zakonnice, rozbójnicy i Cyganki, kajdaniarze i ulicznice, marynarze i gimnazjalistki…

Jest wesoło. W ogóle bale u Jeżowa cechuje jakaś taka gorączkowa wesołość. Rozkwit działalności karnawałowej przypadł na lata 1937 i 1938. Te dwa niezapomniane lata stanowiły prawdziwy przełom na froncie walki ze szpiegami i zaprzańcami. Oczywiście ludzi rozstrzeliwano już wcześniej i to na znacznie większą skalę, jednak dopiero w 1937 roku oczyszczający wicher wtargnął na same szczyty władzy, doszczętnie zaśmieconej wrażą agenturą. Tutaj już nie można było rozstrzeliwać byle kogo, bez śledztwa. W sprawie byle szpiega trzeba było wszczynać dochodzenie! Mało tego, śledztwo trzeba było nieraz doprowadzić do rozstrzygnięcia. A spiski bywają różne: na rozwikłanie jednych wystarcza piętnaście minut, inne zajmują człowiekowi bity dzień, a czasem i więcej. Gdyby podliczyć cały czas, poświęcony na rozwikłanie wszystkich intryg i spisków, to by się okazało, że aparat NKWD zmjtrężył miliony roboczogodzin.

Tu należy oddać co należne śledczym Jeżowa: mimo niewyobrażalnej skali zadań, żaden z nich ani na moment nie zwątpił. Żaden się nie ugiął, nie zrejterował. Wszyscy wypruwali z siebie żyły. Żeby oficerowie śledczy w Lefortowie i na Łubiance nie musieli dźwigać segregatorów z aktami, sprowadzono taczki z budowy Kanału Białomorskłego. Ganiali z nimi po korytarzach, jak przodownicy pracy. Bywało, że towarzysz Jeżów zmierza do gabinetu, a z przeciwka maszerują uśmiechnięci śledczy z taczkami, gęsiego, ze stachanowską pieśnią na ustach.

Przez te dwa lata aparat dochodzeniowy NKWD był narażony na nieprawdopodobne obciążenia. Całymi miesiącami oficerowie nie wynurzali się ze swoich gabinetów, potykali się ze zmęczenia, zasypiali przy biurkach, zapominali o najbliższej rodzinie. Dlatego Nikołaj Jeżów robił co mógł, by ulżyć podwładnym w ich ciężkiej i doli. W całym wielomilionowym aparacie NKWD potroił wynagrodzenie, wybudował tysiące mieszkań – tzw. jeżowe domy – otworzył dla czekistów półtorej setki nowych sanatoriów i domów wypoczynkowych. Wszystkie ośrodki wypoczynkowe nad Morzem Czarnym przestawił na uzdrawianie personelu dochodzeniowośledczego NKWD. W całym resorcie Nikołaj Iwanowicz zdecydowanie podwyższył racje żywnościowe, wprowadził „jeżowowskł dodatek” za pracę szkodliwą dla zdrowia, zorganizował czekistom dostawy wprost do domu czekolady, ananasów, niemieckiej kiełbasy, francuskich pasztetów. Wreszcie dla pewnego specjalnie dobranego kręgu moskiewskich – i nie tylko – czekistów przez siedem dni w tygodniu urządza bale maskowe w swoich posiadłościach.

Przyjęcia wyprawiane są w duchu angielskich wieczorów klubowych: żadnych szarż, żadnych podległości, wszyscy są równi. I jeszcze jedno: biorą w nich udział wyłącznie mężczyźni. Nikołaj Iwanowicz Jeżów pierwszy daje przykład do naśladowania: zniesienie hierarchii jego także dotyczy, zatem nie jest pierwszym pośród równych, lecz równym pośród pierwszych. Na swoich balach maskowych Nikołaj Iwanowicz zezwala na znaczną poufałość względem siebie. Nie życzy sobie, by w domu zwracano się do niego używając jego stopnia, funkcji, ani nawet po imieniu. Tutaj króluje nastrój karnawału i dlatego wszyscy zwracają się do niego z francuska – Nicolas.

VI

Po raz kolejny czarodziej nakazuje sobie: „Nie spać!”. Otarł usta serwetką i polecił wezwać naczelnika więzienia.

– Umiesz prowadzić?

– Umiem.

– No to idziemy.

Trzasnęły drzwiczki.

– Dokąd jedziemy? – zapytał naczelnik, tonem zapożyczonym od własnego kierowcy.

– Do dzielnicy uciech. Są takie w Berlinie?

– No, jakże!

VII

Dajcie coś pogodnego! Łatwo powiedzieć.

Nie da się ukryć: kat-filmowiec nie ma prostej pracy. Dajcie coś pogodnego… I bądź tu mądry, kiedy półki uginają się pod filmami… Pogodnego… Makary zna na wyrywki zawartość każdej taśmy, pamięta przebieg wszystkich procesów wrogów ludu, co do jednego. Dość wymienić nazwisko, a już sięga po właściwą puszkę… A przecież wrogów ludu rozwalano na pęczki. Od każdego wroga rozchodzą się powiązania do dziesiątków innych, od których rozchodzą się następne powiązania… Wraże konszachty obfitowały w sploty i rozgałęzienia, układały się w fantastyczne wzory. Makary pamięta, kto z kim był powiązany i kto kogo rozstrzeliwał. Zresztą egzekutorzy sami tkwili po uszy w spiskach, sami mieli rozliczne powiązania. Starczy podać Makaremu nazwisko dowolnego wroga, a już zakłada właściwą szpulę.

Precyzyjne rozkazy Makary wykonuje bez zwłoki. Ale jak wykonać mgliste polecenie, żeby wyświetlił coś pogodnego. Co w ogóle jest pogodne? Każdy ocenia po swojemu. Wujaszek Wasia, który przeszedł na emeryturę, miał czas, żeby przez te wszystkie lata dobrze poznać gust widza. Długo by się nie zastanawiał… Ale Makary też nie wypadł sroce spod ogona. W okamgnieniu przeleciał wzrokiem po etykietkach, nawet ich nie czytając i szybkim ruchem wyjął taśmę, którą uznał za odpowiednią. Wystawił głowę z kabiny:

– Towarzyszu Stalin, mam filmik o tym, jak rozstrzelali taką jedną…

VIII

Zatrzymali się w zaułku. Mrok. Biel śniegu. Czarodziej wysiadł z samochodu. Odwrócił się do naczelnika więzienia:

– A teraz wszystko zapomnij.

– Co mam zapomnieć? – Naczelnik był mocno zdezorientowany.

– Wszystko.

IX

Terkocze projektor, taśma się przewija. Towarzysz Stalin ogląda pogodny film o tym, jak rozstrzeliwują taką jedną… W lesie króluje wiosna. Bezwstydna i rozpasana… Dziewczynę zbili tak, jak to tylko oni potrafią, cisnęli na mokry piach i dowódca plutonu egzekucyjnego Chołowanow podtyka jej pod twarz oficerki: „A teraz całuj but”.

Do tej chwili towarzysz Stalin śmiał się wesoło. Ale teraz zamilkł. Siedzi wyraźnie przejęty. W ciemnej, pustej sali nikt nie ujrzy tych emocji. Odwrócił się.

– Jeszcze raz.

X

Czarodziej wysiadł z samochodu i ruszył przed siebie. Przez śnieg. Wygodne, suche buty lekko skrzypią. Po pierwsze dlatego, że są nowe, a po drugie dlatego, że stąpa po śniegu. Buty wartownicze: własne nie zdążyły wyschnąć, więc przyniesiono mu te z magazynu. Mają zapach typowy dla nowego obuwia. Dostał też nowe skarpety. Grube, wełniane. Teraz już jest przezorny: wybrał buty dwa numery za duże, żeby grube skarpety nie uciskały stóp. Natomiast spodnie ma własne, wysuszone w więziennej pralni, odprasowane przez komunistę. Jeszcze gorące. I odrobinę wilgotne. Właśnie ta leciutka gorąca wilgotność sprawia, że jego serce przepełnione jest radością. Rozbawiło go wspomnienie zimnych, ciężkich, nasączonych wodą nogawek. Koszulę też ma nową i świeżą. Starannie wygolony, pachnący wodą kolońską Jaśmin, czarodziej muska palcami aksamitny kołnierzyk. Palto też wysuszone. Co prawda nie całkiem. Za mało było czasu. Ale prawie suche. A jeszcze na koniec naczelnik więzienia podarował mu szalik. Na pamiątkę. Gruby, czerwony szal. Czarodziej przypomniał sobie naczelnika, zerknął za siebie.

Ten nadal stał tam, gdzie go czarodziej zostawił. Gapi się przed siebie. Obok czarny Mercedes z otwartymi drzwiami.

Naczelnik więzienia nie odjeżdża.

Zapomniał, dokąd ma jechać. Zapomniał, że jest naczelnikiem więzienia. Zapomniał, że w ręku trzyma kluczyki samochodowe. Zapomniał, że obok stoi Mercedes.

Wszystko zapomniał.

XI

Towarzysz Stalin spoważniał. Kolejny raz kazał puścić film z rozstrzelania dziewczyny. I jeszcze raz. Chciałby podzielić się z kimś swoimi myślami.

– Towarzyszu Makary…

– Tak jest, towarzyszu Stalin.

– Widzieliście?

– Widziałem, towarzyszu Stalin.

– Szkoda, że nie można tego filmu pokazać. Bardzo szkoda. Patrzcie, towarzyszu Makary: on każe jej całować but. A ta odmawia! Rozstrzeliwują ją, zabijają – a ona, rozumiecie, nie całuje buta. Zuch dziewczyna!

XII

Czarodziej idzie po śniegu, skrzypiąc podeszwami. Nikogo nie hipnotyzuje. Diabła tam, że rozpoznają! Radość go rozpiera, dlatego nie okrywa się niewidzialną zasłoną, która czyni go nierozpoznawalnym. Jest też i inny powód: brak mu już sił, żeby tę zasłonę utrzymać. Jego magiczny potencjał jest jak silny akumulator: może spożytkować energię w dowolnych ilościach, pod warunkiem, że ją zaraz odtworzy. Ale tym razem stało się inaczej: czarodziej zużył całą moc magiczną w berlińskim cyrku i nie było warunków, żeby ją uzupełnić. Jak mu się udało czmychnąć z cyrku bez tej energii? Nie ma pojęcia, sam nie może się nadziwić. Uciekł, bo ma szczęście, dzięki własnej bezczelności, osłupieniu tłumu i policji.

3

Вы читаете

Жанры

Деловая литература

Детективы и Триллеры

Документальная литература

Дом и семья

Драматургия

Искусство, Дизайн

Литература для детей

Любовные романы

Наука, Образование

Поэзия

Приключения

Проза

Прочее

Религия, духовность, эзотерика

Справочная литература

Старинное

Фантастика

Фольклор

Юмор