Выбери любимый жанр
Оценить:

Wybór


Оглавление


15

Następne dwa dni i dwie noce wałęsania się pozbawiły go doszczętnie całej energii. Zregenerował trochę sił, drzemiąc króciutko w więźniarce, ale w areszcie je wykorzystał. Ostatni impuls skierował na naczelnika więzienia: wszystko zapomnij.

Czarodziej znowu jest bezbronny, jak grzechotnik, który roztrwonił swój bezcenny jad, kąsając na prawo i lewo… Wąż w takiej sytuacji powinien zaszyć się w kamieniach, odespać, nagromadzić świeżą truciznę. Bez jadu jest nie tylko bezbronny, ale też nieruchawy, męczy się, drętwieje. Tak samo czarodziej potrzebował wypoczynku: mocnego, długiego, głębokiego snu bez snów. Ale nie miał już sił, by narzucić sobie sen bez snów. Zresztą nie miał gdzie spać. W więzieniu został wykąpany, wygolony, wysuszony, odprasowany, nakarmiony i napojony… Dlatego teraz jest mu źle. Głowa mu opada, nogi odmawiają posłuszeństwa. Stacza się w sen jak w niebyt, jak w śmierć.

A z mrocznej bramy dobiega go śpiewny szept pierwszej ulicznej piękności Berlina:

– Czarodzieju, to ty? Czarodzieju, pójdź ze mną, ja cię ukoję.

XIII

Zawieniagin jest skończony. Każdy to wie. Nigdy nie pozwalał na żadne poufałości względem swojej osoby. Ale kto teraz zwracałby na to uwagę? Więc podchodzą kolejno.

– Jak tam, kolego Zawieniagin, sprawy się mają? – I życzliwe klepnięcie w plecy. Ale z przyjaznych gestów przebija nieskrywana pogarda. Poleciałeś? No, to leć, ścierwo! I czym prędzej zwalniaj fotelik w Norylsku!

Zawieniagin był zastępcą członka KC, ale teraz nie ma go na liście wyborczej.

– Hej, Zawieniagin! Widziałeś? Nie ma cię na liście! – Każdy wygłasza te słowa ze szczerą radością odkrywcy. Może sam Zawieniagin jeszcze o tym nie wie, no to trzeba mu powiedzieć jak najprędzej.

– Zawieniagin, nie ma cię na liście! Różni tacy łapią go za guzik marynarki:

– No, więc tak, Zawieniagin. Zapamiętaj moje słowa: nie zagrzejesz miejsca w Norylsku. Zdejmą cię. Mówię ci, umiem wyczuć pismo nosem.

– W Norylsku? Przecież już mnie zdjęli.

– Jak to: zdjęli? Już zdjęli? Kiedy zdjęli?

– Pięć minut temu.

– No to czemu nic nie mówisz? Piotrze Iwanowiczu, pozwólcie tu do nas. Słyszeliście? Zawieniagin poleciał. A nie mówiłem?

– Było do przewidzenia. Przecież Norylsk to nie żarty. Już sama nazwa zobowiązuje! Tam wymagana jest odpowiedzialność… To robota nie dla byle kogo.

– Zawieniagin, i co teraz z tobą? Gdzie pójdziesz?

– Będę zastępcą…

– Czyim? Starszym zastępcą młodszego pataflana?

– Nie. Będę zastępcą ludowego komisarza spraw wewnętrznych. Zastępcą Ławrentija Pawłowicza Berii.

– Awraamij Pawłowiczu, druhu drogi, serdeczne gratulacje! Naprawdę, ze szczerego serca. Nie miałem cienia wątpliwości… Wielcy ludzie rodzą się, że tak powiem, do wielkich czynów… Umiem wyczuć pismo nosem…

I poszło przez salę, przez cały ten tłum delegatów: Awraamij Pawłowicz idzie w górę! I to jak! Do samego Ławrentija Berii, na zastępcę! To ci dopiero duet! Złota para. I słusznie! Przecież zdarzało się, że towarzysz Beria wypadał na pół godzinki na Kreml z raportem dla towarzysza Stalina, a w tym czasie stanowisko bojowe zostawało w zasadzie bez nadzoru. To było słabe ogniwo. W to ogniwo mogli uderzyć wrogowie! A teraz? Teraz powinni mieć się na baczności! Ławrentij Beria może spokojnie opuszczać mostek, kiedy ster trzyma Zawieniagin! Trudno było o lepszego kandydata. Ależ ten towarzysz Stalin ma nosa. Ma pod sobą miliony ludzi, a musi wybrać jednego. No i wybrał! Właśnie tego, który został stworzony do tej roboty!

Poruszenie na sali. A raczej w kuluarach. Odbywa się to tak, jak na lekcji fizyki podczas demonstracji działania sił magnetycznych, kiedy na stole rozsypano garść opiłków i zbliżono magnes. R-r-r-a-z! W jednej chwili wszystkie opiłki zwracają się wzdłuż linii pola. To samo zjawisko można demonstrować uczniom na innym przykładzie. Do zatłoczonej sali wchodzi nowy zastępca ludowego komisarza spraw wewnętrznych towarzysz Awraamij Pawłowicz Zawieniagin. R-r-r-a-z! Tysiące towarzyszy w jednej chwili zwracają się w jego stronę. I suną ku niemu. Z gratulacjami: towarzyszu Zawieniagin, cóż za wspaniała nowina!

XIV

Oficerów śledczych NKWD obejmuje tak zwany przelicznik wysługi lat. Taka taryfa specjalna, jak w okrętach podwodnych. Przepracujesz rok, a zaliczone masz dwa. Przepracujesz dziesięć – wpiszą ci dwadzieścia. Kiedy jesienią 1936 roku Nikołaj Jeżów obejmował funkcję ludowego komisarza spraw wewnętrznych, to nie tylko dał czekistom nowe mundury, nie tylko potroił im pensje, ale też wprowadził nowy przelicznik wysługi: odtąd każdy rok spędzony w organach liczył się potrójnie. Jak u kombatantów. Bo czym tak naprawdę różni się śledczy z Lefortowa od dowódcy liniowego, który pod ostrzałem wroga podrywa swoich ludzi do natarcia? Niczym się nie różni. Taka sama odpowiedzialność, takie samo ryzyko, ten sam front – tyle że niewidzialny, bo tajny.

Szkoda, że tym razem nowe prawo nie działa wstecz i że nie da się tym, którzy do 1937 roku wysłużyli w organach dwadzieścia lat wpisać do akt sześćdziesiąt lat służby. Za to w ciągu dwóch kolejnych lat 1937-1938, każdy czekista zarobi po sześć lat wysługi… Tyle tylko, że…

Że kogo to teraz obchodzi?

Trwa pogrom ekipy Jeżowa. Ludzie znikają jeden po drugim. Zgarnia się ich nocami. Zgarnia w dni robocze i w święta. Zgarnia w drodze do domu i w drodze do pracy. I w samej pracy. Zgarnia w pociągach, na letniskach, w sklepach, w restauracjach. Zgarnia ubranych. I gołych. Na pływalni. I w łaźni:

– Obywatelu, jesteście aresztowani, pozwólcie z nami!

– Przepraszam, czy towarzysz mówi do mnie?

– Gęś wieprzowi nie towarzysz. Ruszaj się, skurwysynu!

– Zaraz, chwileczkę, dajcie mi przynajmniej gacie włożyć! W końcu jestem komisarzem bezpieczeństwa trzeciego stopnia!

– Byłym komisarzem. Obejdziesz się bez gaci. Ruszaj się, skurwysynu!

Grupy operacyjne formuje się z byłych podwładnych delikwenta. To najpewniejszy sposób. Nikt tak nie łaknie krwi jak podwładny. Im bardziej dogadzał swemu zwierzchnikowi, im gorliwiej lizał mu tyłek, tym więcej w nim bestialskiej żądzy rewanżu. Żeby się tylko oczyścić, wymigać, wywinąć. Żeby nie być podejrzanym o sympatię. Żeby samemu nie wylądować pod murem.

Ale twoje godziny, koleś, też są policzone. Dopiero co aresztowałeś swego szefa, zrewidowałeś go, obiłeś mu gębę i wrzuciłeś strażnikom – a już idą po ciebie… Powtarza się cały schemat: ty też miałeś podwładnych, oni także skwapliwie ci nadskakiwali… I to oni przyjdą cię aresztować. Twoim wczorajszym podwładnym dziś tężeją rysy twarzy, w ich oczach gasną iskry bezgranicznego lokajstwa, w ciepłym głosie pojawia się stal. Raptem z ust twojego wiernego druha, towarzysza wspólnych walk i nieprześcignionego wykonawcy twoich poleceń, słyszysz:

– Ruszaj się, skurwysynu!

XV

Czarodziej daje nura w bramę i posłusznie podąża za pięknością. Znikają za załomem muru w czarnej szczelinie za skrzynią na węgiel. Potem krótki mroczny korytarz. Zapaskudzone podwórko pośród czterech ślepych ścian. Żelazne drzwiczki budki transformatorowej, na niej trupia czaszka i piszczele. Wąski właz pod rozgrzanym, buczącym transformatorem. Teraz w dół, wzdłuż nieizolowanych przewodów napięcia tak wysokiego, że czarodziejowi stanęły włosy dęba, a towarzyszącej mu piękności rozwiało fryzurę na wszystkie strony, jak rusałce albo topielicy. Dalej, w głąb, po klamrach, na dół, jeszcze niżej. W otchłań. Ku źródłu ciepła. Z ziemskich głębin wydostaje się strumień ciepła. Może pobliska magistrala ciepłownicza, może wentylacja stacji metra. Piękność pchnęła przymknięte drzwi…

Rozdział 7

I

Do grupy hiszpańskiej dołączyła nowicjuszka. Zjawiła się jakoś niepostrzeżenie i w pierwszej chwili nikt nie zwrócił na nią uwagi. A potem nagłe poruszenie: o, nowa!

Tak właśnie jesteśmy skonstruowani: dla wszystkich nowo przybyłych na ogół jesteśmy ugrzecznieni, poświęcamy im wiele życzliwej uwagi, pomagamy im, wyjaśniamy rzeczy niezrozumiałe. Kryje się za tym prosta motywacja psychologiczna: zobacz, mówimy żółtodziobowi, ty nic nie wiesz, niczego nie rozumiesz, a my wiemy i rozumiemy.

II

Spójrzcie tylko, kogo wam przyprowadziłam!

Czarny tunel odpowiedział wrzaskiem zachwytu.

I cały podziemny świat Berlina rzucił się czarodziejowi na spotkanie. Są tutaj wszyscy. Nawet ci, którzy jeszcze przed paroma godzinami rżnęli w karty na więziennych pryczach lub przemyconym skrzętnie gwoździem wydrapywali w celi kreski kalendarza – wszyscy, którzy z woli czarodzieja, na jego komendę i z jego łaski zostali uwolnieni z pierdla. Jeszcze nie zdążyli się przebrać, siedzą w pasiakach, jak witezie w tygrysiej skórze. Ściskają czarodzieja, klepią po plecach, obejmują. Setki rąk popychają czarodzieja w kierunku honorowego miejsca. Huknęły korki pod betonowy strop, w ciemność. I polały się strumienie, rzeki, wodospady szampana.

Dobrze jest w podziemiu. Ciepło. Przestronnie. Z sufitu czasem spadnie kropla wody, ale czymże jest wilgoć wobec wolności. Najważniejsze, że nikt obcy tu nie wejdzie. Może to porzucona sztolnia metrobudowy, albo bunkier z czasów Wielkiej Wojny. Wyjść jest niemało: do kanałów wentylacyjnych metra, do magistrali ciepłowniczych, tuneli kanalizacyjnych, czort wie gdzie jeszcze. W powietrzu zapach rdzy i pleśni. I piwa, wódki i wędzonej kiełbasy. No i szampana. Zabawa na sto dwa, jak na balu maskowym u Mikołaja Jeżowa. Jedyna różnica, że w berlińskich katakumbach nie świecą kolorowe lampiony. I jeszcze jedno: tutaj nie ma ograniczeń co do płci. Dlatego piękniejsza połowa ludzkiego gatunku ma tu godną reprezentację. Dlatego, w odróżnieniu od jeżowowskich maskarad, nie musi byle palant przebierać się za hrabinę lub kwiaciarkę.

3

Вы читаете

Жанры

Деловая литература

Детективы и Триллеры

Документальная литература

Дом и семья

Драматургия

Искусство, Дизайн

Литература для детей

Любовные романы

Наука, Образование

Поэзия

Приключения

Проза

Прочее

Религия, духовность, эзотерика

Справочная литература

Старинное

Фантастика

Фольклор

Юмор