Выбери любимый жанр
Оценить:

Wybór


Оглавление


59

– Słuchaj, to może ona przebija się do katakumb?

– Suka założyła punkt dowodzenia. Ma zapasy żywności, schron, a jak podłączy się do katakumb, to szukaj wiatru w polu. Wyobrażasz sobie? Będzie się pojawiać w dowolnym punkcie miasta, albo za miastem, albo w porcie. My tu czekamy, a ta na pokładzie transatlantyku sunie do Nowego Jorku!

– A jeszcze, zaraza, lubi się przebierać. Zrobi z siebie żebraczkę i wynurzy się w jakimś zapyziałym zaułku.

XVIII

Biały Rollce-Royce psyknął oponami, kierowca zgiął się w pół, otwierając opancerzone drzwi. I ruszyła do oazy najzamożniejszych z zamożnych – do „Son Vida”.

Droga do „Son Vida” nie wróży nic dobrego. Cały czas ostro w górę. Po obu stronach zagajniki karłowatych drzewek. Słońce południa wypala dosłownie wszystko. Wypala trawę. Wypala dachówki.

Sosenki na Balearach rzadziutkie, stłamszone żarem z nieba, przygięte do ziemi, przysypane pyłem. To pył wypalonej gliny. Od tego pyłu wszystkie wioski, kościoły i tysiące połamanych wiatraków – wszystko jest w rudym kolorze. Liście na drzewach też rude.

Biała limuzyna, czarne szyby, chromowane okucia. Opony miękko świszczą, pnąc się pod górę. Błysnęło w oddali morze. Przystań zapchana jachtami jak beczka śledzi. I francuski transatlantyk na horyzoncie. Sądząc po sylwetce, to „Strasbourg” albo „Dunkerque”.

Tutaj, na sporej wysokości nad poziomem morza, roślinność jest bardziej obfita, a powietrze oszałamia czystością. Rollce śmignął wąwozem i stanął. Kordon policji. Wokół „Son Vida” obowiązują nadzwyczajne środki ostrożności.

W Anglii wystarczy zajrzeć za róg, by zobaczyć elegancki świat. W tym celu w Hiszpanii trzeba przebyć wąwóz i kordony policji. Tam, po drugiej stronie wąwozu, nawet klimat jest inny. W świeżym, górskim powietrzu kwitną zagajniki mandarynek.

Policja salutuje, samochód rusza stromą serpentyną do góry, do starego zamczyska.

Na świecie jest tyle hoteli, ile gwiazd na niebie. Wśród nich jest tysiąc wspaniałych. W tym setka najlepszych. W tej setce, jak zawsze, jest dziesiątka poza wszelką konkurencją. A „Son Vida” bez trudu utrzymuje pozycję w pierwszej piątce. „Son Vida” jest dla ludzi naprawdę zamożnych. To cicha przystań koronowanych głów i posiadaczy fortun. No i liderów związków zawodowych, tych bezinteresownych reprezentantów klasy robotniczej. Nienawidzą burżuazyjnego życia, dlatego ciągnie ich tutaj jak dziwkę do klasztoru…

Podwojów „Son Vida” strzegą niezwykle reprezentacyjni szwajcarzy. Drzwi samochodu otwierają wystudiowanym gestem, który wymaga trzydziestu lat ćwiczeń. Kłaniają się pasażerce, salutują ochroniarzom: serdecznie witamy!

W środku panuje cisza. Gobeliny na ścianach, marmurowe kolumnady wiodące w chłodny mrok, boazerie z rosyjskiego dębu i zabytkowa broń. I fotografie generała Franco. Nie do góry nogami, jak w placówce szkoleniowej, ale uszami do góry. I z dedykacją. Przybyłem, zobaczyłem i się opiłem.

Personel „Son Vida”, to osobliwy gatunek ludzi. Szwajcar patrzy na świat jak mądry kot, który wszystko rozumie, z pobłażaniem przyjmuje wszelkie psoty. Zerknął wąsaty jegomość z faworytami na senoritę Anastasia, rozpoznał. Wszyscy ją poznają…

Nastia uwielbia przebywać w „Son Vida”. Cudowne miejsce. Gdyby uciułać jeszcze parę groszy, można by kupić ten obiekt. Tutaj spotykają się wszyscy możni tego świata. Tu przegrywają fortuny. Tu sprzedają i kupują fabryki, i koleje żelazne. Tu określają kursy walut i poziom inflacji… W skałach pod „Son Vida” można by wykuć bunkier i przy użyciu 124 mikrofonów metodycznie zbierać informacje. Nad światem zawisa groźba wojny światowej. Wielkiej wojny. Czas robić wielkie fortuny.

I wielką politykę. Ale żeby podejmować właściwe decyzje, trzeba mieć odpowiednie informacje… Ech, gdyby tak zorganizować tu kapitalistyczny kongres, jak zjazd partii komunistycznej. I przeprowadzić głosowanie metodą towarzysza Stalina…

XIX

Praca snajpera na wojnie jest zupełnie inna. Na wojnie snajper siedzi w kryjówce i czeka, aż ktoś się pojawi. Jest jakiś przyjemny cel – oficer wyjrzy z okopu, albo czołgista z wieży – wtedy bęc! I czekasz na następnego.

Snajper-egzekutor ma całkiem inną robotę: nie wali do byle kogo, tylko do celu zamówionego. A z tym wiąże się sporo problemów.

Zamówiony klient porusza się samochodem opancerzonym z przyciemnionymi szybami. Po pierwsze, zwykłym pociskiem nie przebijesz tego pojazdu. Po drugie, jeśli nawet przebijesz wóz pociskiem przeciwpancernym, to co z tego wyniknie? Otwór w karoserii, i tyle. Kula gwizdnie nad uchem. Wystraszysz klienta i stanie się jeszcze bardziej ostrożny. Poza tym diabli wiedzą: samochód snuje się po mieście, a przecież nie jest powiedziane, że klient jest w środku. Przebrany w jakieś szmaty, mógł opuścić pałac śmieciarką…

Trudno też trzymać snajpera-egzekutora kilka dni w pobliżu obiektu, licząc na przypadkowe pojawienie się klienta. Mogą z tego wyniknąć rozmaite konsekwencje. Wyłącznie negatywne.

Trzeba poznać dokładnie czas i miejsce. Nie ma innego sposobu.

XX

Mazur nie śpi. Nie może zasnąć.

Powiedział ludziom to, co chcieli od niego usłyszeć. Czy będzie wojna? Ma się rozumieć, że będzie! I to wkrótce. Lud radziecki czeka na tę wojnę z utęsknieniem. Sam towarzysz Stalin obwieścił, że już niedługo się zacznie, że już się zaczęła, a właściwie trwa.

Dlaczego lud radziecki tak bardzo pragnie wojny? Dlaczego oczekuje jej z entuzjazmem?

Mazur ma dziwne przeczucie, że ta wojna okaże się dla radzieckiego ludu zupełnie inna niż wyobrażają sobie najwięksi entuzjaści.

A może się myli?

Przecież pomylił się wtedy, w Wiedniu, na placu przed parlamentem, kiedy ostrzegł wygłodzonego malarza, żeby nie szedł na wschód. Później malarz napisał „Mein Kampf”, przestał głodować, został kanclerzem Niemiec… I znów Mazur ostrzegł go publicznie, żeby nie próbował iść na wschód… A dlaczegóż to ma unikać wschodu? Mazur sam nie bardzo rozumie, co chciał przez to powiedzieć. Czy ani kroku na wschód z kancelarii III Rzeszy, czy ani kilometra na wschód z Berlina?

Mazur nie śpi. Może o Feniksie też naopowiadał głupot? Od początku był przeciwny jej kandydaturze. Wiedział, że nie będzie z niej królowej.

Chociaż kto to wie?

Mazur nie dopuścił, by Stalin publicznie wlazł pod stół i przyznał, że jest dupkiem żołędnym… Ale nie ze strachu.

Ciągle coś nie daje mu spokoju. Ciągle coś się w tym wszystkim nie zgadza.

Rozdział 27

I

Już dawno przestał omijać kałuże. Bo i po co. Wiatr zerwał mu kapelusz z głowy, rzęsisty deszcz zmoczył go do suchej nitki, do ostatniego gwoździa w zelówkach. Nasączył płaszcz i marynarkę. Przemoczył tak, że ukryta w kieszeni chustka nadaje się tylko do wyżęcia.

Kroczy z ciemności w ciemność. Idzie nastroszony, głowa otulona kołnierzem. Kołnierz jest ciężki, przesiąkł wodą. Za pazuchę zaciekają cienkie strumyczki wilgoci. Jeżeli wtuli się szyję w kołnierz, nie jest tak zimno. Dlatego wtula szyję w kołnierz, próbując się rozgrzać.

Długie, przezroczyste krople z kryształkami lodu w środku zacinają w czarne szyby wygaszonych okien. Trafiając pod podeszwy – szeleszczą i chrzęszczą. Nasączywszy trzewiki pod wpływem ciepła przemieniają się w zwyczajne krople deszczu i chlupią w butach, jak zdezelowane tłoki. Ciężkie nasączone nogawki oblepiają łydki i uda. Woda wypływa z nich strumykami – jedne wprost do cholewek butów, inne na ziemię. A z mroku wlepiają się weń straszne oczy: RADZIECCY ILUZJONIŚCI NAJLEPSI NA ŚWIECIE! NIE PRZEGAP: RUDOLF MAZUR W MOSKWIE!!! W przemoczonego wbijają się z sąsiedniego muru te same oczy. W tym kraju nie ma czarów. Czarodziejstwa się nie uznaje. Oficjalnie. Dlatego Rudolfa Mazura nazywa się zwyczajnie: prestidigitatorem.

Świdrujący wzrok czarodzieja przenika ciemność z każdego moskiewskiego muru. Deszcz zacina po trzypiętrowych afiszach. Wiatr porywa z dachów strumienie wody, ciska w oczy czarodzieja. W zamglonym świetle latarni magnetyczny wzrok przenika wodny pył.

II

Makary, śpisz?

– Śpię. Odwal się.

– Słuchaj, już wiem, po co towarzysz Stalin urządził bal kostiumowy tym wszystkim królom i kajzerom.

– No?

– Towarzysz Stalin chciał ujawnić światu swój tajny plan – i od tej chwili nikt nie traktuje tego serio. Właśnie po to zebrał ich do kupy. Każde z nich ma fantastyczną pamięć, więc zapamiętało pozostałych. Potem, jeżeli którekolwiek przejdzie na stronę wroga i przedstawi stalinowski zamysł jako autentyk, to od razu wyląduje u czubków. Wyobraź sobie: zacznie plątać się w szczegółach, sypać dziesiątkami personaliów. Kto mu da wiarę? Nikomu nawet się nie będzie chciało zweryfikować tego bajdurzenia.

– Czyli niepotrzebnie nas tu wysłali? Jak zacznie sypać to i tak nikt jej nie uwierzy.

– Dlaczego niepotrzebnie? Skoro towarzysz Stalin rozkazał kogoś zlikwidować, to znaczy, że są po temu powody.

III

Elegancki, młody, wysportowany ukłonił się i przedstawił:

– John Hussell. Radca Departamentu Stanu USA w randze ambasadora.

Nastia podaje rękę do pocałunku:

– Anastazja.

Ostatnio właśnie tak się przedstawia: bez nazwiska, bez tytułów i funkcji – zwyczajnie, Anastazja.

John Hussell przybywa z Londynu. A raczej z Waszyngtonu. W Londynie był na konferencji. Stamtąd przyleciał do Palmy. Stanął w najlepszym hotelu Wysp Balearskich, Hiszpanii i całego Morza Śródziemnego: w „Son Vida”.

3

Вы читаете

Жанры

Деловая литература

Детективы и Триллеры

Документальная литература

Дом и семья

Драматургия

Искусство, Дизайн

Литература для детей

Любовные романы

Наука, Образование

Поэзия

Приключения

Проза

Прочее

Религия, духовность, эзотерика

Справочная литература

Старинное

Фантастика

Фольклор

Юмор