Выбери любимый жанр
Оценить:

Wybór


Оглавление


33

Długo wyciera się szorstkim ręcznikiem, a potem długo odpoczywa w skórzanym fotelu z wysokim oparciem. Ogląda mapę Hiszpanii.

Dębowy stół przykrywa zielone sukno. Zieleń odpręża wzrok. Relaksuje. Gabinet urządzony po spartańsku. Nie ma żadnych zbędnych sprzętów. Lecz na bliższe jego poznanie przyjdzie czas. Na razie Nastia ma ochotę ruszyć w miasto. Nieznane. Podziemne. Podskalne. Same tabliczki na drzwiach są godne uwagi. Na sąsiednich zdążyła dostrzec: Tow. ZWIERZ. Z pewnością nie brakuje tu bardziej wyrafinowanych kryptonimów.

Jak tu nie ekscytować się miastem, które czeka taka przyszłość? Kto z was miał okazję przechadzać się cichymi zaułkami przyszłej Stolicy Świata?

XIV

Łazi po korytarzach. Snuje się bez celu. Spaceruje, uśmiecha się do siebie, przemierzając puste przestrzenie. Cisza. Czasami ktoś przetnie korytarz albo rozlegną się czyjeś kroki. W niektórych zaułkach trwa gorączkowa krzątanina, kręcą się mundurowi i cywile, ale wystarczy skręcić za róg – i znowu cisza. W razie potrzeby można tu umieścić nieprawdopodobną liczbę ludzi. Zgromadzonych tu zapasów starczyłoby na długie lata, a przecież w każdym pokoju jest jeszcze osobny składzik. Gabinety, gabinety… Gabinety bez końca. Drzwi na korytarzu – jak łuski na grzbiecie ryby. W większości pozamykane i opieczętowane. Kurz pokrywa łąkowe pieczęcie. Zbudowano, opieczętowano, a jak przyjdzie potrzeba – zostaną otwarte.

Nastia odkryła masę ciekawych miejsc. Widziała centrum sportowe z pływalnią, potem jeszcze jedno, ale tu basen był pusty. Znalazła restaurację, potem drugą.

A potem wymarłą stołówkę: w ciemnościach piętrzyły się stosy poskładanych żołnierskich stołów. Czasem natrafiała na jakiś sklep. I znowu sklepienia, przejścia, korytarze, niezliczone drzwi. Potem zaczęły się korytarze bez granitu i marmuru. Po prostu szary beton. Jakby człowiek z centrum miasta trafił na przemysłowe peryferie. Wszędzie tylko jakieś rury i kolorowe kable. Nie ma żywej duszy. Korytarze rozbiegają się we wszystkich kierunkach. Niby nie ma żadnego racjonalnego powodu do obaw, niemniej ta pustka działa przygnębiająco. Dobra, czas wracać. Dużym ułatwieniem byłyby rozwieszone plany tego labiryntu ze strzałką: tu się znajdujesz. Ale nie ma takich schematów. Zabronione. Zresztą nie do każdego korytarza jest dostęp. Tam krata, jak zapora na Wołdze. Tu znowu wartownik zastawia przejście bagnetem: zakaz wstępu! Jeżeli okaże dokument, wpuszczą ją. Ale dokąd? I kolejny korytarz prowadzący diabli wiedzą dokąd, w mrok i ponurą, mokrą zimnicę. Kropla oderwała się z sufitu. Pummm! Nie ma najmniejszej ochoty wtykać tam nosa. Nastia pokręciła się tu i tam, wróciła w znajome miejsca. Oto i czerwono-biały korytarz, oto i gabinet. A jednak żal, że nie ma okien. Przydałyby się.

Dzwonek do drzwi:

– Na wasze polecenie z kremlowskiej pracowni dostarczono kostium balowy Szeherezady. Zechcecie przymierzyć?

XV

Kiedy czegoś nie rozumie, nie może zasnąć.

Tym razem nie może pojąć, w jakim celu na zakończenie szkolenia wyprawia się bal kostiumowy?

86 grup specjalnych przygotowało po jednym monarsze dla różnych krajów świata. Wszystkie specgrupy pracowały w ścisłej tajemnicy, skrzętnie unikając wszelkich kontaktów. Przyszłe koronowane głowy nie znały się wzajemnie i znać nie miały prawa. I oto teraz do czyjejś zakutej łepetyny wpadł idiotyczny pomysł, żeby najlepszych absolwentów, których kandydatury przyjęto i zatwierdzono na najwyższe stanowiska, zebrać do kupy w jednym miejscu: na balu maskowym. Każdemu pozwolono wymyślić sobie specjalny kostium, każdego indywidualnie obsługiwała kremlowska pracownia krawiecka. Po co?

Jutro bal. Jutro przyszli monarchowie i monarchinie po raz pierwszy zobaczą się nawzajem. Tymczasem dziś Nastia przeszła personalny instruktaż: podczas balu zezwala się na ujawnianie kryptonimu, prawdziwego nazwiska i prawdziwego tytułu, przyznanego przez Komitet Centralny. W jakim celu?!

XVI

Nikołaj Kuzniecow, kryptonim Puch, kajzer niemiecki. – Kajzer zarumienił się i dodał pośpiesznie: – Przyszły kajzer.

Nastia, wystrojona na wschodnią modłę, podała kajzerowi dłoń do pocałunku, przedstawiając się:

– Nastia Strzelecka, Feniks, hiszpańska infantka.

Uznała za nieprzyzwoite mówić o sobie per „przyszła królowa”. Lepiej przedstawiać się tytułem, który już się posiada. Prosto i skromnie: infantka.

Rozdział 15

I

Akta kandydata do dyslokacji agenturalnej przedstawiono celem akceptacji.

Towarzysz Stalin po raz kolejny przegląda całą teczkę personalną. Wywiadowca: Feniks; przydział: Hiszpania. Rezultaty testów psychologicznych, końcowa diagnoza komisji lekarskiej, ankiety, protokoły niejawnych przeszukań, stenogramy z podsłuchów, raport z inwigilacji, zapisy nocnych majaczeń, wypracowania.

Stalin otworzył zeszyt z nadrukiem ŚCIŚLE TAJNE. Wypracowanie: „Gdybym była carycą”. Autorce wystarczyła jedna strona. Tylko dwa słowa. Piętnaście liter.

Stalin po raz kolejny czyta zdanie, które tak bardzo przypadło mu do gustu. Teraz dopiero zauważył, że wypracowanie było o jedną literę krótsze niż jego tytuł: „Podbiłabym świat”.

Towarzysz Stalin uśmiechnął się.

I złożył zamaszysty podpis.

II

Syreny „Amur-Lasu” chrypią donośnie.

W Archangielsku statek wziął na pokład dziesięć tysięcy metrów sześciennych sosnowych bali i wypłynął w siną dal. Niestraszne mu nieprzeniknione mgły. Drewnowiec nie ma się czego obawiać. Oprócz, oczywiście, gór lodowych. Nic innego nie zderzy się z drewnowcem. Nawet kiedy gęste opary przesłonią widoczność i stłumią dźwięk donośnych syren – i tak każdy bezbłędnie wyczuje jego obecność. Po zapachu. Sosnowe bale toczą łzy. Aromat syberyjskiej biedy czuć w promieniu pięciu mil. Zapach oceanu i tajgi. Niepowtarzalny bukiet. I znów drewnowiec wiezie w świat marzenie milionów zeków z syberyjskich obozów pracy: żeby tak wślizgnąć się między sosnowe sągi i razem z nimi odpłynąć w pizdu do ciepłych krajów. Drewno w sztaplach dobre, świeże, nie zleżałe. Żadne truchło, prosto z Peczorłagu: „Komsomolskie drewno – Ojczyźnie!”.

Potężny wał wodny z Morza Białego napłynął niespiesznie, lekko uniósł „Amur-Las” ku niebu i opuścił delikatnie. Kurs: Morze Śródziemne. Cel: Neapol. Wódz narodu włoskiego Benito Mussolini wybudował dla swojego dobrego przyjaciela towarzysza Stalina okręt wojenny. Niektórzy omyłkowo nazywają go „błękitnym krążownikiem”. Ale to nie żaden krążownik, tylko największy z niszczycieli – „Taszkient”. Wspaniała jednostka, rozwija niewiarygodną prędkość. Tylko makaroniarze potrafią skonstruować takie cudo. Szkoda tylko, że nie pomyśleli i zamiast upodobnić „Taszkient” do szaroburego koloru fal Morza Czarnego – pomalowali go na lazurowo. Niszczyciel wkrótce przejdzie na stan wyposażenia bojowego Floty Czarnomorskiej. Trwają ostatnie poprawki w Nikołajewie. Dlatego najwyższa pora, by towarzysz Stalin rozliczył się z przyjacielem. W bezleśnej Italii karelskie okrąglaki są w cenie. Dlatego suną drewnowce, jak karawany wielbłądów przez Saharę. Ale nie tylko dlatego.

Kapitan „Amur-Lasu” Sasza Jurin należy do bardzo wąskiego kręgu wtajemniczonych. Wie, że poza drewnem przewozi pod pokładem pasażerów. Kim są, ilu ich jest, dokąd płyną i po co – tego kapitan nie wie i nie chce wiedzieć. A bo to mało kapitanów żeglugi wielkiej, którzy mieli nieszczęście zetknąć się z jakaś tajemnicą, zniknęło z mostków kapitańskich? Kapitan Jurin nie jest nadmiernym optymistą. Nie sądzi, by wielu z nich wciąż żyło. Może kilku skostniałą ręką w podartej rękawicy kaligrafuje sakramentalne: „Komsomolskie drewno – Ojczyźnie!”.

Dlatego kapitan Sasza Jurin nie interesuje się tajemniczymi pasażerami.

III

Wiem co cię nęka, Feniksie. Szykujesz się, by zostać królową, ale masz wątpliwości, czy w twoich żyłach płynie królewska krew?

– Tak, czarodzieju.

– Mogę cię uspokoić: płynie.

– Skąd wiesz?

– Rachunek prawdopodobieństwa.

– ?

– Nie będziemy się cofać w głąb tysiącleci. Sto lat, to cztery pokolenia. Tysiąc lat, to czterdzieści pokoleń. Wyobraź sobie piramidę. Jesteś jej wierzchołkiem. Pod tobą czterdzieści pięter. Na każdym piętrze – jedno pokolenie przodków. Bezpośrednio pod tobą, na czterdziestym piętrze, są twoi rodzice. Ojciec i matka. Oni cię spłodzili.

– Niewątpliwie.

– Które z nich jest ważniejsze? Są ważni w równym stopniu. Bez któregokolwiek z nich nie przyszłabyś na świat.

– Zgoda.

– Idźmy zatem dalej. Twojego ojca i matkę stworzyło czworo ludzi. Miałaś dwie babcie i dwóch dziadków. Kto wie, po kim odziedziczyłaś jakie cechy? I kto z nich był najważniejszy, a kto mniej ważny? Wszyscy liczą się w równym stopniu.

– Zgoda.

– A zatem, na 39 piętrze piramidy masz czwórkę przodków w linii prostej. A pradziadków i prababek masz, podobnie Jak każdy, ośmioro. To jest 38 piętro. Jedno pokolenie wcześniej mieliśmy po 16 przodków.

– A wcześniej – 32.

– No to masz, Nastiu, zadanie bojowe: oblicz, ilu miałaś przodków przed tysiącem lat.

Liczyć na papierze to żadna filozofia. Ale czarodziej wymaga, żeby zadanie rozwiązać w pamięci.

– 64, 128, 256, 512, 1.024, 2.048… Początkowo idzie jak po maśle. Ale bardzo szybko liczby zaczynają się mylić, włażą jedna na drugą, mieszają…

3

Вы читаете

Жанры

Деловая литература

Детективы и Триллеры

Документальная литература

Дом и семья

Драматургия

Искусство, Дизайн

Литература для детей

Любовные романы

Наука, Образование

Поэзия

Приключения

Проза

Прочее

Религия, духовность, эзотерика

Справочная литература

Старинное

Фантастика

Фольклор

Юмор