Выбери любимый жанр
Оценить:

Wybór


Оглавление


57

Rudolf Mazur od dawna spodziewał się tego pytania. Nawet sam chciał mu o tym powiedzieć, ale jakoś nigdy się nie składało.

– A nie zameldowano ci?

– Zameldowano. Stu agentów przekazało sto wersji. Jedna mądrzejsza od drugiej. A moim zdaniem musiałeś chlapnąć niezłą głupotę. Widzę, że wciąż się wstydzisz tego, co nagadałeś.

– To prawda – przyznał Mazur. – Dałem dupy. Na szczęście ludzie wszystko przeinaczają. Inaczej byłoby wstyd wyściubić nos do końca życia.

– I cóż takiego powiedziałeś?

– Że Hitler pójdzie na wschód…

– To rzeczywiście ci odbiło… Hitler pójdzie na Francję i Wielką Brytanię. Póki się z nimi nie rozprawi, nie ruszy w naszą stronę. Niemcy nie będą walczyć na dwa fronty. Bo niby dlaczego mieliby popełniać samobójstwo?

– Wiem, wiem… Czasem człowiek palnie coś bez sensu.

– Myślę, czarodzieju, że potrzebujesz wypoczynku. Musisz się odprężyć. Może chcesz do uzdrowiska? Mam w Jałcie taką chatkę… Stoi teraz pusta.

– Wielkie dzięki. Wolałbym się doładować energią na masówkach. Nie masz nic przeciwko temu, żebym się trochę pokręcił po twoim kraju?

– Proszę uprzejmie.

II

W pięknym miasteczku – sensacja. Upadający bank Balericas prosperuje w najlepsze. Konkurenci nie mogą zrozumieć, gdzie tkwi tajemnica metamorfozy. Najbardziej dociekliwi rozgryźli sekret: dyrektor generalny Balericas znalazł doradcę finansowego o fenomenalnych zdolnościach matematycznych. Senorita Anastasia tak liczy pieniądze, że bank ma same zyski.

Inni są zdania, że dyrektor generalny zatrudnił pracownika, który potrafi przekonać dłużników. Do każdego stosuje indywidualne podejście. Umie przedstawić takie argumenty, że dłużnicy zwracają wszystkie pieniądze wraz z odsetkami.

Niektórzy powiadają, że w banku pojawiła się czarownica. Każdego ranka wnosi na naradę u dyrektorów dwie puste walizki, spogląda na nie i – hop! Walizki są pełne banknotów.

Takiego sukcesu Nastia w życiu się nie spodziewała! Zwaliła się na nią lawina zleceń.

Z Balericas łączą ją specjalne więzy, ale czemu nie miałaby pomóc innym bankom? Dlatego pierwszy batalion Kompieńskiego Pułku Lejbgwardii działa w Paryżu, drugi w Madrycie, a trzeci i czwarty obstawiają wybrzeże, od Gibraltaru do Monte Carlo. Z niezrozumiałych powodów dłużnicy uwielbiają kryć się w nadmorskich kurortach. Jest jeszcze kompania zwiadowcza, która śmiga po całym świecie. Bo dłużnicy czasem zasiedzą się w Waszyngtonie, albo w Melbourne czy innej Hawanie.

No, dobrze. A gdzie ulokować sztab pułku?

III

Woroszyłow, Kujbyszew, Magnitogorsk, Kirow, Stalingrad… Czarodziej doprowadza do ekstazy najbardziej wyrafinowaną w świecie publiczność. Widzowie są w siódmym niebie.

Scenariusz zawsze podobny. Najpierw pytania, na które pytający sami podsuwają odpowiedź. Potem pytania, na które nie znają odpowiedzi. W końcu kwestie, które wprawiają publikę w stan euforycznego zachwytu.

Czarodziej nie pracuje dla pieniędzy. Już dawno zrezygnował z honorariów. Jest zadowolony, kiedy pod wieczór może liczyć na sześć kufli jasnego piwa, dobrze usmażony sznycel, puchową pierzynę i z pięć dorodnych dziewuch pod pierzyną, To wszystko, czego mu potrzeba do szczęścia.

IV

Naczelnik policji w Palma de Malłorca przyjmuje interesantkę.

Interesantka jest osobą dobrze znaną na wyspie i powszechnie szanowaną.

– Dzień dobry, senor naczelniku.

– Witam, senorita Anastasia.

– Mam do pana sprawę.

– Słucham, senorita Anastasia.

– Senor, światu zagraża nowa wojna światowa. Nie wiemy gdzie wybuchnie, ani jak się potoczy.

– No, nie wiemy – przytaknął wysoki funkcjonariusz policji nie bez skruchy.

– Chciałabym podczas wojny, którą, powtarzam, uważam za nieuchronną, móc pozostać na Balearach, mieszkać nad ciepłym morzem, nikomu nie wadząc… Szkopuł w tym, że jestem cudzoziemką, a poza tym ubogą sierotą.

– W czym mogę pomóc, senorita?

– Nie potrzebuję pomocy. Proszę tylko, żebyście nie wtykali nosa bez powodu. Póki co, nie zamierzam mieszać się w sprawy Departamentu Policji i oczekuję wzajemności.

Nikt jeszcze nie rozmawiał z nim w taki sposób. W tonie uprzejmej bezczelności. Coś się musi za tym kryć… Szef policji sporo już wie o tej senoricie. Jest zabójczynią. A on nie ma żadnych szans, by postawić ją przed sądem. Po prostu, nikt nie zgodzi się zeznawać. Głupcy bredzą coś o aniele, który ją ocalił. Na szczęście naczelnika policji niełatwo jest wyprowadzić w pole. Otrzymał szczegółowy raport konfidenta, z którego wynika niezbicie, że zabiła wzrokiem. No i to jest powód, dla którego nikt nie złoży obciążających ją zeznań. Po prostu ludzie wiedzą, że jakby co, to wystarczy, że ona spojrzy. Poza tym motłoch trzyma jej stronę. Uważa, że była to najczystsza w świecie samoobrona. Że wspaniały Rodriguez niepotrzebnie podskakiwał. Podobno chciała mu dać dwa tysiące peset, żeby zostawił ją w spokoju, ale on uważał, że to za mało. No i ma za swoje. Tymczasem Nastia wstała i ukłoniła się uprzejmie.

V

To nie za pieniędzmi obszedł czarodziej wszystkie cyrki świata. Cyrk to ćwiczenie. Jak wirtuoz, który od świtu do świtu, albo i dłużej, rąbie w klawisze, aż na palcach wyskoczą mu pęcherze, tak czarodziej musi regularnie pracować z wielkim audytorium. Inaczej straci moc. A miejsce pracy jest zupełnie bez znaczenia. Bo przecież pytania zawsze i wszędzie są takie same. W Monachium, w Bristolu, w Płowdiw i w Czerkasach.

Każdy wie, że w kraju tak postępowym jak Związek Radziecki nie ma i nie może być żadnych czarodziejów. Mogą być co najwyżej iluzjoniści.

– Proszę powiedzieć, towarzyszu Mazur, jak ma na imię moja żona?

– Mój drogi przyjacielu Wasia, czyżbyś już zapomniał, jak ma na imię twoja ślubna? No wiesz… Marusiu, czy nie cisną się granatowe sandałki, które kupiłaś wczoraj w GUM-ie?

VI

Nastia wstała z miejsca, uprzejmie skinęła głową i sięgnęła do torebki.

Wyjęła ciężką paczuszkę rozmiaru pudełka cygar, zawiniętą w szary papier pakowy i przewiązaną zwykłym Sznurkiem. Położyła na biurku.

Mały rozmiar, pokaźny ciężar. Ołów.

Paczuszka ciężko uderzyła o blat, wydając cudowny brzęk. Nie, to nie ołów.

Naczelnikowi zaschło w ustach. Pięćset gram? A może kilogram? Której próby? Bo co innego próba 375 – trzydzieści siedem i pół procenta kruszcu, a reszta to nieszlachetne domieszki – a co innego próba 585. Szef policji przymknął powieki: a gdyby tak 750?

Przez długie lata służby wysoki funkcjonariusz policji przywykł do otrzymywania prezentów. Poznał też fundamentalną zasadę bhp: dopóki petent nie opuści gabinetu, nie brać fantu do ręki, nie dotykać. W razie czego: nic nie wiem, mało to rzeczy interesanci zostawiają na biurku przez roztargnienie!

Ale korci go, żeby pomacać. Tak go korci, że Nastia wyczuwa przez skórę. Nie chce krępować go swoją obecnością, więc znów się lekko kłania, uśmiecha i opuszcza gabinet. Naczelnik policji wyprzedza ją w trzech susach, otwiera drzwi na oścież, całuje rączki…

Chociaż nie, było na odwrót. Najpierw ucałował rączkę, a dopiero potem otworzył drzwi. Ludzie w poczekalni nie powinni widzieć, że naczelnik policji w godzinach pracy całuje jakieś rączki.

VII

Czarodziej prowadzi publiczność od spraw banalnych ku bardziej skomplikowanym. Ale trzeba mieć się na baczności. O, tamten robotnik wyrywa się z pytaniem, co się stało z towarzyszem Nikołajem Iwanowiczem Jeżowem, dlaczego ostatnio dziwnie ucichło o ulubieńcu ludu, wiernym druhu towarzysza Stalina. Czarodziej odczytuje to pytanie z oczu przodownika pracy socjalistycznej. Wie, że ten stachanowiec przekracza wszystkie możliwe normy, w donosicielstwie również, dlatego interesuje go los wszechzwiązkowego lidera wszystkich kapusiów.

Ale czarodziej zna swój fach. Rudolf Mazur wie, że ulubieniec ludu Nikołaj Iwanowicz Jeżow aktualnie zapoznaje się z dobrodziejstwami śledztwa w kazamatach NKWD. Pracuje nad nim Katia Iwanowa. Cóż za kobieta!

Czarodziej zmrużył powieki. Uśmiechnął się. Najwyraźniej przypomniał sobie coś przyjemnego.

Natomiast tu, w tej sytuacji, nie ma prawa paść pytanie o Jeżowa. Pragnącego takie pytanie zadać należy zignorować. Albo życzyć mu, żeby się nim udławił.

Zakrztusił się przodownik pracy, zakasłał. Z tylnych rzędów sykają na niego:

– Wyjdź na zewnątrz, gruźliku! Przeszkadzasz! Wywalili go z sali. A przedstawienie trwa dalej.

– Towarzyszu Mazur, ile pieniędzy mam w prawej kieszeni?

VIII

Naczelnik dokładnie zamknął drzwi. Potem uchylił je, ryknął, żeby nikogo nie wpuszczać – sprawa wagi państwowej! – i usiadł przy biurku. Spojrzał na pakunek nie odwracając głowy. Zezem. Wziął głęboki oddech, chwycił go w dłonie. Od razu się zorientował: nie pięćset, i nie kilogram. Całe dwa.

IX

Przed oczami przepływa mu ogromny, rozwrzeszczany, przeraźliwie gwiżdżący i piszczący cyrk… Czarodziej majestatycznym gestem opuszcza wzniesione ramiona – i wraz z tym gestem spływa niczym nie zmącona cisza, otula i pogrąża wszystko i wszystkich… Ostatnie pytanie w programie. Tysiące wzniesionych rąk. Czarodziej doprowadził widownię do granic obłędu. Wydaje się, że między nim i audytorium przeskakują potężnej mocy wyładowania elektryczne, jak między niebem i ziemią, rozświetlając wszystko wokoło i rozbijając w proch to, co stanie im na przeszkodzie. A więc, ostatni numer programu, ostatnie pytanie wieczoru… Pytanie już zostało zadane, a odpowiedź wprawi cały cyrk w paroksyzm szaleństwa, ekstazy, opętańczego zachwytu…

3

Вы читаете

Жанры

Деловая литература

Детективы и Триллеры

Документальная литература

Дом и семья

Драматургия

Искусство, Дизайн

Литература для детей

Любовные романы

Наука, Образование

Поэзия

Приключения

Проза

Прочее

Религия, духовность, эзотерика

Справочная литература

Старинное

Фантастика

Фольклор

Юмор