Выбери любимый жанр
Оценить:

Wybór


Оглавление


24

– Masz rację. Wzywałem cię.

– W jakim celu?

– Chcę żebyś był u mnie na służbie, Mazur.

– Nie zamierzam ci służyć.

– Dlaczego?

– Jesteś słabszy ode mnie. Od kiedy to słabszy podporządkowuje sobie silniejszego?

– Słuchaj, Mazur. Zademonstrowałeś mi swoją siłę, ale jeszcze nie widziałeś mojej. Teraz na mnie kolej. Pokażę ci, co potrafię.

XII

Umorusany mały obdartus wyciągnął z rękawa wymięty bukiecik lawendy i położył na czerwonym granicie, wprost pod tablicą: OBYWATELOWI MININOWI I KSIĘCIU POŻARSKIEMU WDZIĘCZNA ROSJA, ROKU 1818. Okazały milicjant w zgrabnym mundurze trzepnął go bez złości po łbie:

– Spadaj, bo nogi z dupy powyrywam.

Obdartus prychnął bezczelnie, ale posłuchał rady i szybko opuścił Plac Czerwony.

Biały bukiecik lawendy jako siódmy z kolei spoczął na błyszczącym granicie. Już wcześniej ktoś obłożył cokół pomnika wspaniałymi wiązankami.

Zdziwił się milicjant: jakaś rocznica, czy co?

Z ławki na skwerku przy soborze wstał potężny mężczyzna w skórzanym płaszczu, zwinął gazetę i wyrzucił do betonowego śmietnika. Kulturny, psia jego mać… Ale w tym momencie milicjant zbaraniał: facet w skórze jakby zstąpił wprost z gazetowych stronic – to sławny lotnik, albo Walerij Czkałow, albo osobisty pilot Stalina Aleksander Chołowanow. Milicjant wyciągnął się jak struna, zasalutował. Skórzany oddał honory i skierował się ku samotnie zaparkowanej limuzynie. Punkt kontrolny, to połowa trasy, przed sobą mają drugie’tyle. Po drodze muszą uważać na pułapki, nie wkopać się, no i napisać wypracowanie. Nowicjuszka znów jest na szarym końcu. Chyba się spóźni na metę. Ale nie ma tragedii: w końcu nie jest w podstawowym składzie.

XIII

Siadaj – rozkazał Stalin.

– Dziękuję, postoję.

– Siadaj – powtórzył Stalin.

– Postoję.

Czasem zdarzy się taka sytuacja: przypadkowo zderzasz się wzrokiem z jakimiś nieznajomymi oczami. Najpierw żartem nie chcesz ustąpić. Potem zaczynasz się złościć, potem nie mrugając powiekami próbujesz go pokonać. Ulegnij! Mrugnij! Opuść wzrok! Opuść, powiadam! Skryj się za powiekami! Jesteś słabszy! Mrugnij, ścierwo, bo zabiję wzrokiem!

Stalin i Mazur też zaczęli półżartem, ale już po chwili sierść stanęła im na grzbiecie jak wilkom:

– Siadaj!

– Postoję!

Nagle Stalin poczuł się bardzo malutki. Jak krasnoludek w klatce z oszalałym tygrysem. Z tą różnicą, że pogromcę w klatce ubezpieczają pomocnicy z bosakami i strażacką sikawką. Za pasem pogromca ma rewolwer i stalowy pręt w garści: w razie komplikacji zawsze zdąży dźgnąć tygrysa w pysk. A towarzysz Stalin nie ma ani strażaków z sikawką, ani rewolweru, ani stalowego pręta. Zaschło mu w ustach tak, że nie może wypowiedzieć słowa. Wreszcie przełknął ślinę, opuścił wzrok. Po czym niespodziewanie odwrócił się w stronę Mazura i cichym głosem, nie wiadomo czy rozkazał, czy poprosił:

– Siadaj.

XIV

Każda tajna operacja ma swój kryptonim. Na przykład: „Burza”.

Oficerowie kręcą się po sztabie, o czymś dyskutują:

– W związku z „Burzą”…

– W przygotowaniach do „Burzy”…

– Na drugim etapie „Burzy” trzeba będzie…

Spróbuj odgadnąć, w czym rzecz. Dobrze, że przynajmniej rozmach przyszłej operacji jest wystarczająco wymowny:

– Trzy miesiące przed rozpoczęciem „Burzy” wojskowe uczelnie muszą przygotować 310.000 oficerów i dodatkowo 70.000…

Albo:

– W ramach przygotowań do „Burzy” na tamte tereny trzeba przerzucić parę milionów sztuk amunicji.

Słysząc o takiej skali planowanych działań wielu spraw można się domyśleć. Bo przecież obraz całości składamy z małych, fragmentarycznych informacji:

– Do Brześcia trzeba pilnie dostarczyć dziesięć tysięcy ton węgla i sześć tysięcy ton szyn kolejowych. Zbliża się „Burza”.

Tak już jest w każdej ściśle tajnej sprawie: w fazie pomysłu nadaje się jej sekwencję kilku liter, które odtąd wszystko tłumaczą. Które strzegą tajemnicy…

Aby konstruktorzy rusznicy przeciwpancernej i pocisku przeciwpancernego dalekiego zasięgu, a także rusznikarze, zbrojmistrze i snajperzy nie powracali nawet w poufnych rozmowach do istoty projektu, z góry przyszedł rozkaz: nazwać ten prototyp broni symbolem SA. I tylko tak.

– Jutro powinniśmy określić kąt nachylenia stycznej do toru SA.

– Dla maksymalnego zasięgu?

– Tak. Dla maksymalnego.

Krótko i węzłowato. A dla niewtajemniczonych czarna magia.

XV

Czasami, w cyrku zdarza się, że tygrys się zdenerwuje. Bywa, że się rozjuszy na oczach widzów, podczas przedstawienia. Wtedy możliwe są różne sposoby postępowania. Pierwszy, to skinąć na strażaków, by potraktowali awanturnika atmosferami z sikawek. Jak go łupną ze wszystkich stron, to mu się odechce podskakiwać! Jednak po takim prysznicu tygrys-buntownik przestaje się nadawać do cyrku i ląduje w ogrodzie zoologicznym.

Inny sposób, to poskromić bestię. Wyjaśnić wzajemne nieporozumienia. Zmusić do posłuszeństwa. Treser usuwa więc pozostałe zwierzęta i tu, na arenie poskramia niepokornego tygrysa. Przecież tak się nazywa jego profesja: pogromca tygrysów! A więc, do dzieła.

Trzeba zapomnieć o wszystkim, trzeba kichać na szacowną publiczność i skupić całą wolę na jednym: rozkazać bestii, by uległa. Zwierze będzie się rzucać, szczerzyć kły na strzelanie z bicza i pianę z pyska toczyć. Zębiska ma żółte i oczy drapieżne. Wreszcie odepchnie się od krat i rycząc z wściekłości runie na znienawidzonego człowieka…

Wtedy nie stalowym prętem, nie cygańskim biczem, ale wzrokiem trzeba go powstrzymać. Dość tego! Jesteś pokonany!

Dziesięć minut poskramiania. Dwadzieścia! Człowiek i zwierzę. Jeden na jednego. Trzydzieści minut! Własna pierś przeciw jego sile. – I stalowy wzrok. Ulegnij, bestio! Ukorz się! Jestem silniejszy! Przede wszystkim nie drżeć o własne życie. Czort z życiem, najważniejsze, to pokazać zwierzęciu jego miejsce.

A widz potrafi docenić zwycięstwo. Wdzięczna widownia zareaguje wrzawą, donośniejszą niż ryk rozwścieczonego tygrysa. Gromkimi brawami i tupaniem nagrodzi triumf pogromcy. Ale to później, dopiero kiedy zwierzę porykując i rzucając łbem od niechcenia wykona polecenie: dobra, niech ci będzie…

Wiele lat później nieposkromiony brytyjski lew nazwiskiem Winston Churchill tak opisywał w swoich pamiętnikach: podczas konferencji Wielkiej Trójki w Teheranie i Jałcie stale tak jakoś wychodziło, że Stalin zjawiał się jako ostatni. I za każdym razem scenariusz powtarzał się niezmiennie: kiedy Stalin wchodził do sali obrad, wszyscy wstawali z miejsc. Nikt nie wiedział dlaczego. Przecież nie mieli obowiązku witać go na stojąco: Stalin nie był ich dowódcą, a oni nie byli jego podwładnymi. Jednak wstawali. Zawsze. Równocześnie.

Z kolei syn prezydenta USA Elliot Roosevelt, który pełnił funkcję adiutanta ojca, relacjonuje: w momencie pojawienia się Stalina prezydent USA nie mógł wstać z miejsca. Nie mógł, gdyż był sparaliżowany. Ale… ze wszystkich sił starał się to uczynić.

Skłonić kogoś do powstania na swój widok, to żadna sztuka. Stalin nie wkładał w to żadnego wysiłku. Sami wstawali.

Teraz jednak chodziło o coś zupełnie innego. Trzeba było zmusić czarodzieja, żeby usiadł.

W gabinecie kremlowskim nie ma widowni. To nie cyrk moskiewski, ani cyrk konferencji jałtańskiej. To ogromny gabinet w potężnych kremlowskich murach. Koloseum bez publiczności. Więc wszystko zostało między nimi. Stalin poprosił, a może rozkazał:

– Siadaj.

I Mazur usiadł.

A Stalin, ugruntowując sukces, cicho spytał:

– Widzisz tę mapę?

XVI

Milicjanci wrócili do banku w towarzystwie lekarza i dwóch sanitariuszy. Karetka pogotowia zamarła przed głównym wejściem, wyczekując w pełnej gotowości. Mazur był przewidujący, wiedział do czego prowadzą takie sztuczki.

Kasjer Piotr Prochorowicz nie zrozumiał, kto i w jakim celu zwraca mu milion. Przecież wypłacił całą kwotę, w zamian otrzymał prawidłowo wypełniony czek… O co w ogóle chodzi? Czek jest tutaj, o, proszę. Na swoim miejscu. Wszystko wypełnione jak należy. Kasjer wskazał palcem na czystą kartkę z zeszytu, urwał w pół słowa, zerknął ponownie, zdumiał się, zakrztusił, zwiotczał, zachrypiał, przygryzł posiniałe wargi i powoli zsunął się z krzesła. W tym momencie do akcji wkroczyli sanitariusze.

Przewidywanie to podstawa.

Jeżeli zajmiecie się czarodziejstwem, pamiętajcie by cierpiącym zaoferować lekarza i sanitariuszy. Miłosierdzie cnotą człowieka jest.

XVII

Mapę? Widzę.

– Czerwony kolor, to Związek Radziecki.

– Wiem.

– A teraz popatrz jeszcze raz. Biorę całą pulę. Mazur nie wierzy własnym oczom. W jednej chwili wszystkie kontynenty zabarwiły się na czerwono. Zacisnął na chwilę powieki… Niech szlag trafi ten Kreml i jego mieszkańca! Wszystkie kraje są na czerwono. Dopiero co były różnokolorowe, jak patchwork uszyty z różnych kawałków, a teraz wszystkie w kolorze krwi.

– Wierzysz w moją moc?

– Wierzę. Ty, Stalin, jesteś silniejszy ode mnie. Puść mnie.

– Puszczam.

I od razu wszystkie kontynenty na mapie odzyskały swe pierwotne kolory. Tylko Związek Radziecki pozostał przepisowo czerwony. Cuda nie widy.

Nigdy dotąd Mazur nie spotkał kogoś silniejszego od siebie. I oto miał go przed sobą. Uznał jego moc. Jednak nie potrafił w odpowiedni sposób wyrazić podziwu dla tej mocy. Dlatego machnął tylko ręką, skinął głową i rzekł krótko, acz dosadnie – na rosyjską modłę:

3

Вы читаете

Жанры

Деловая литература

Детективы и Триллеры

Документальная литература

Дом и семья

Драматургия

Искусство, Дизайн

Литература для детей

Любовные романы

Наука, Образование

Поэзия

Приключения

Проза

Прочее

Религия, духовность, эзотерика

Справочная литература

Старинное

Фантастика

Фольклор

Юмор