Выбери любимый жанр
Оценить:

Wybór


Оглавление


34

– 131.072 razy dwa. Wychodzi…

A wychodzą przedziwne rzeczy. Zaledwie pięćset lat temu, każde z nas miało ponad milion przodków. Dokładnie 1.048.576.

– No i widzisz, co daje arytmetyka? Dwadzieścia pokoleń wstecz każde z nas miało po milionie przodków, a piętro niżej byłyby już dwa miliony. Licz dalej, nie chcę ci przeszkadzać.

Długo trwało, nim Nastia doszła w rachunkach do pierwszego miliona, a potem miliony zaczęły się nawarstwiać jeden na drugi, przechodząc w dziesiątki milionów, potem w setki…

Łatwo jest pomnożyć 134.217.728 przez dwa. Tylko nie każdy potrafi zachować wynik w pamięci, żeby móc mnożyć dalej i dalej. Ale Feniks ma dobrą pamięć, dlatego wbiła wzrok w sufit i porusza wargami:

– 137 miliardów, 438 milionów, 953 tysiące 472 razy dwa. Wychodzi…

Niespiesznie mnożą się liczby, mnożą, mnożą i oto już jest wynik:

– Tysiąc lat temu powinnam była mieć bilion przodków.

– A dokładnie?

– 1.009.511.627.776.

– Może się mylę, ale mnie wyszło tyle samo. Teraz spróbuj zsumować wszystkich swoich przodków z ostatnich czterdziestu pokoleń. Wiesz jaki jest najprostszy sposób?

– Trzeba ostatnią liczbę tego ciągu pomnożyć przez dwa i odjąć dwa.

– Słusznie. No, to do roboty.

– 2.199.023.255.550.

– Tak jest. Wychodzi, że tylu miałaś przodków przez ostatnie tysiąclecie. Przyjęliśmy założenie, że mężczyźni i kobiety płodzą potomstwo w wieku 25 lat. Jeżeli czynią to szybciej, to w ciągu tysiąclecia naliczymy nie czterdzieści, lecz więcej pokoleń, a liczba przodków wzrośnie w postępie geometrycznym. Gdy cofniemy się o kolejne tysiąc lat, do czasów Imperium Rzymskiego, w czasy Wikingów i rozkwitu Bizancjum, to liczba przodków przekroczy wszelkie wyobrażalne liczby.

– To niemożliwe! Przecież na świecie nie było aż tylu ludzi…

– Ważne jest, że gdy tylko próbuje się uwzględnić wszystkich przodków po mieczu i kądzieli, prędko dochodzi się do wniosku, że wszyscy mamy wspólne korzenie. Dlatego już Rzymianie zrozumieli, że nie ma i nie może być Cezara, w którego żyłach nie płynęłaby krew niewolnika, ale nie ma też jednego niewolnika, który nie miałby w sobie krwi cesarza. Można to wyrazić prościej: wszyscy ludzie są braćmi.

IV

Gdzie na drewnowcu można ulokować pasażerów? To żaden problem. Transport pasażerów przewidziano już w fazie projektowej. W tajnym biurze konstrukcyjnym, zatrudniającym zdemaskowanych wrogów ludu, powiedziano po prostu: „Jest taki pomysł…”. Czyj pomysł, tego nikt nie tłumaczył. Sprowadzał się do tego, że pewnego dnia jakiś bogaty cudzoziemiec może zapragnąć wyruszyć w daleki rejs radzieckim transportowcem. Przewóz takiego cudzoziemca mógłby okazać się bardziej intratnym zajęciem niż transportowanie tysięcy metrów sześciennych drewna.

Sugestię uwzględniono. Od tej chwili na wszystkich drewnowcach typu „Amur-Las” pod mostkiem kapitańskim od burty do burty budowano poprzeczny ślepy korytarzyk. Oficjalna nazwa: korytarz „A”. Przy obu burtach korytarzyk zakręca ku rufie. Tam, wzdłuż burt, rozmieszczono po trzy dwuosobowe kajuty. Korytarzyk zawiera jeszcze coś na kształt mesy oraz mikroskopijną kuchnię i spiżarnię. Na każdej burcie korytarz zamyka ciężki sztormowy luk i wyjście na wcięty w kadłub pokład, gdzie znajduje się szalupa ratunkowa.

W ten oto sposób drewnowiec stopniowo przekształcił się z jednostki towarowej w towarowo-pasażerską. Konstruktorzy solidnie się napracowali, tak wszystko planując, żeby pływający na statku kapitaliści nie bałamucili radzieckiej załogi, nie zarażali bakcylami burżuazyjnego zepsucia. Żeby ich w ogóle nie było słychać, żeby ta ich burżujska muzyka i dekadenckie wrzaski nie zakłócały rytmu pracy i nie deprymowały ludzi. Korytarz „A” jest kompletnie odizolowany od reszty statku. Można się tam dostać tylko z mostku kapitańskiego. A jeśli burżuj-podróżnik zdecyduje się wyjść na swój malutki pokładzik szalupowy, to i tak można go dojrzeć tylko z brzegu lub z innego statku. Z pokładu „Amur-Lasu” jest to niewykonalne, tak jak mieszkając w bloku nie zajrzysz do wnęki balkonowej sąsiada.

Inna sprawa, że nie ma tam po co zaglądać. Żadni burżuazyjni pasażerowie nie podróżują statkami kompanii Export-Las. Dlatego wejście na korytarz „A” jest zawsze zamknięte ciężkimi drzwiami z potężnym zamkiem i zasłonięte specjalną zastawką. O istnieniu aneksu pasażerskiego wie naprawdę niewielu. Sam kapitan tylko dwukrotnie odwiedził korytarz „A”. Podczas rewizji. Niemcy, psia ich mać, niby serdeczni przyjaciele, a jednak połapali się, że liczba iluminatorów na zewnątrz statku nie odpowiada liczbie wewnątrz: muszą być jakieś ukryte pomieszczenia. No, więc policja portowa i celnicy z Hamburga wzięli statek pod lupę. A co to jest? A tamto? Kapitan Sasza Jurin musiał pokazać puste kajuty. Obejrzeli, ustalili, że wszystko gra. Tylko po co tyle żarcia w spiżarniach? Żeby żreć, powiada kapitan, wkurzony do nieprzytomności. Co, nie wolno trzymać żarcia w tych spiżarniach? Uspokoili się faszystowscy kameraden.

Albo inna sytuacja, też w Niemczech, w Rostoku. Wiadomo, że Niemcy to najlepsi kumple, zwłaszcza ci z Gestapo, jednak wszędzie wtykają nos, w każdą zasyfioną szczelinę, na którą szanujący się Francuz nie zwróciłby uwagi. I znowu kapitan Sasza Jurin był zmuszony wyjaśniać, że są tam kabiny przewidziane dla pasażerów, ale nigdy nie wykorzystywane, dlatego trzymamy tam dodatkowe zapasy żarcia, koców i poduszek. Niemcy nalegają, że chcą zobaczyć. Kapitan Jurin, jako gospodarz, idzie przodem, a wataha inspektorów za nim. Wszystko idzie jak po maśle. Aż tu nagle w jednej pustej kabinie świeżutki niedopałek z czerwoną szminką. Jeszcze ciepły. Kapitan Jurin błyskawicznie ocenił sytuację i bez wahania -cmyk! – wrzucił sobie tlącego się peta w gębę. Pociągnął, zakrztusił się. Dla niepalącego to jak gwóźdź w wątrobę. Ale najważniejsze, że nikt nie zauważył.

Teraz tak samo. „Amur-Las” wali do bratniej faszystowskiej Italii, na pokładzie prócz załogi nie ma żywej duszy. Można przeczesywać krypę od rufy do dziobu: nikogo. Tylko kapitan wie, że w razie kontroli ma robić co się da, żeby korytarz „A” sprawdzono na samym końcu. A najlepiej, żeby nie sprawdzano w ogóle. Drzwi, mimo że ciężkie, nie rzucają się w oczy. Dzisiaj kapitanowi Saszy Jurinowi jakiś głos wewnętrzny podpowiada: pasażerowie są, a inspekcji nie będzie. Zresztą, nie tylko głos wewnętrzny. Korytarz „A” ma autonomiczne zaopatrzenie w wodę pitną, natomiast ciepła woda jest doprowadzona z sieci ogólnej. Magistrala ciepłownicza przebiega pod podłogą kajuty kapitańskiej. Jakiś czas temu Sasza Jurin, dla zaspokojenia własnej ciekawości, założył na niej licznik wody. Kabina kapitańska cała jest nafaszerowana rozmaitymi miernikami i licznikami: chronometry, busole, jeszcze różne dziwne urządzenia ze strzałkami i cyferblatami, które dla szczurów lądowych są jedną wielką czarną magią. Co znaczy jeszcze jedno szklane puzderko pośród tych wszystkich urządzeń pomiarowych? Kto może wiedzieć, do czego służy? Ale kapitan Jurin widzi dokładnie: ktoś w korytarzu „A” używa gorącej wody. Intensywnie. Niech sobie pobiera na zdrowie, wrzątku na „Amur-Lesie” starczy na dwie dywizje. Natomiast śledząc zużycie wody kapitan może oszacować, ilu przewozi pasażerów. Tym razem, jeśli wierzyć wskazaniom, chyba komplet. Sześć dwuosobowych kabin, to dwanaścioro pasażerów. A może śpią zmianami? Wtedy mogłoby być do dwudziestu czterech osób. Nawet trzydzieści sześć.

Ciekawe, gdzie się chowają, gdy inspektorzy wchodzą na pokład? Przecież nie pod materace.

V

Przed wyjściem „Amur-Lasu” z portu w Archangielsku zarządzono jeszcze jedną kontrolę. Radzieccy wopiści są czujni. Przeszukali cały statek przed załadunkiem. Potem, podczas załadunku, trzeba skrupulatnie skontrolować każdą wiązkę bali. A mało to rzeczy można przegapić? Na eksport idą miliony kubików drewna. Ileż to roboty odrąbać rękę jakiemuś kapusiowi i wetknąć między bale: „Podajemy dłoń prześladowanym proletariuszom świata burżuazyjnego! Pozdrawiają was komsomolcy-ochotnicy z 32 obozu pracy Ust-Wymłagu”. Mogą włożyć i głowę. Odpiłowaną w tartaku. Nie takie rzeczy się zdarzały. A więc – kontrola, kontrola i jeszcze raz kontrola. Żeby znów się nie wygłupić wobec braci proletariackiej. Dlatego tuż przed wyjściem w morze odbywa się ostatnia szczegółowa inspekcja jednostki. Ale tym razem szukają kontrabandy: złota i innych towarów. Żeby marynarska brać nie plątała się pod nogami wopistów, zwołano spotkanie całej załogi. Temat: „Radziecki marynarz w burżuazyjnym porcie – pełnomocnym przedstawicielem Ojczyzny Światowego Proletariatu”.

– A więc, towarzysze, pytam się was: czy grupa pięcioosobowa jest wystarczająca? Zastanówcie się: kiedy w obcym porcie człowiekowi wpadnie w oko jakaś osobliwość, zaraz chciałby podzielić się wrażeniami z przyjaciółmi. Tymczasem w grupie jest was ledwie pięciu. Dlatego kupa fajnych rzeczy uchodzi waszej uwadze. Proponuję, żeby w obcych portach poruszać się w grupach dziesięcioosobowych! Żeby razem odwiedzać ciekawe miejsca i na gorąco wymieniać poglądy!

– Po piętnastu!

– Po dwudziestu!

– Dosyć! Przestańcie rżnąć głupa! Dlaczego akurat tylu? Skąd to bierzecie: dziesięciu, piętnastu, dwudziestu? Powiem wam: z sufitu! To subiektywizm czystej wody. Skoro mamy chodzić razem, to proponuję całą załogą. Kto jest za?

3

Вы читаете

Жанры

Деловая литература

Детективы и Триллеры

Документальная литература

Дом и семья

Драматургия

Искусство, Дизайн

Литература для детей

Любовные романы

Наука, Образование

Поэзия

Приключения

Проза

Прочее

Религия, духовность, эзотерика

Справочная литература

Старинное

Фантастика

Фольклор

Юмор