Выбери любимый жанр
Оценить:

Wybór


Оглавление


21

– Damy radę z optyką?

– Pod warunkiem zastosowania najlepszych soczewek.

– Jaki byłby rozmiar i waga tego cuda?

– Nad rusznicą przeciwpancerną pracują Rukawisznikow, Szpitalny, Władimirow, Simonow, Tokariew, Diegtiariew. Mamy już kilka przyzwoitych prototypów. Wszystkie są ponaddwumetrowej długości i ważą około dwudziestu kilogramów. Z celownikiem, futerałem, pociskami i osprzętem do trzydziestu kilogramów.

– Strasznie ciężkie i nieporęczne.

– Zgadza się. Jednak strzał zostanie oddany z tak dużej odległości, że nikomu nie przyjdzie do głowy, żeby tam kogoś szukać. Każdą akcję przygotujemy bardzo starannie. Zabezpieczymy odpowiednią kryjówkę. No i w końcu padnie tylko jeden, jedyny strzał…

– Raz strzelicie, a będziecie poszukiwani przez kilka dni.

– To raczej mało prawdopodobne, towarzyszu Stalin. Fakt istnienia tej broni zachowamy w ścisłej tajemnicy. W tym celu opracowaliśmy specjalną taktykę. Ważne osobistości zazwyczaj spędzają urlop nad morzem, nad jeziorem, nad rzeką, słowem – nad jakimś zbiornikiem wodnym. Z reguły w takich okolicach są też jakieś góry albo wzgórza. Umieszczamy snajpera na wzniesieniu, w maksymalnej skutecznej odległości od celu. Strzelec powinien tak się ustawić, żeby mieć cel na tle akwenu. Dalej wszystko jest proste. Przy celnym trafieniu pocisk przeciwpancerny z ceramicznym rdzeniem odrywa ludzką głowę, roztrzaskuje ją w drobne kawałki, a sam leci dalej jeszcze dobry kilometr. Jeżeli z tyłu znajduje się zbiornik wodny, wówczas nikt nie odnajdzie pocisku i nikt się nie dowie, co naprawdę się zdarzyło. Pozostanie wrażenie, że głowa eksplodowała pod działaniem jakiejś niepojętej siły…

– Podoba mi się wasza pasja, towarzyszu Chołowanow. Bardzo obrazowo opisujecie wybuch czaszki. I ze znawstwem. Czyżbyście już weszli w fazę prób?

XI

Rudolf Mazur raźnym krokiem przemierzył ciemne przejście i skręcił za róg. Wiedział: za węgłem stoi dwóch policjantów. Bez psa. Nie miał wyboru. To była i tak najlepsza droga. Na pozostałych policji było znacznie więcej.

– Stać! Kto idzie? Dokumenty!

Rozmowa nie trwała długo. Przez moment wahał się nad właściwym rozwiązaniem. Poprzednio pozbawiał wrogów pamięci. Może dziś warto spróbować czegoś nowego? Na przykład gdzieś ich wysłać. Ale dokąd skierować tych dwóch czerstwych młodzieńców? Może najprościej kazać im pojechać do Ameryki. Wtedy odwrócą się na pięcie i tak jak stoją, w policyjnych mundurach, z gumowymi pałkami i pistoletami udadzą się na dworzec kupować bilety do USA… Jasne, że zostaną zatrzymani i skierowani w odpowiednie miejsce. Ale przez całą resztę życia będą wyrywać się do dalekiej i nieznanej Ameryki, jak łosoś który z narażeniem życia próbuje dotrzeć do źródeł nieznanego, rwącego górskiego potoku.

– Chłopaki, chcecie do Ameryki?

Policjanci pokornie milczą. Są gotowi na wszystko. Nawet na Biegun Północny. Albo Południowy.

– Dobra, daruję wam Amerykę. Możecie zostać w Berlinie. Ale w innym czasie. Przeszłość jest zbyt mroczna. No to może przyszłość. Mamy rok 1939. Proponuję wam środek przyszłej dekady. A więc – witajcie w marcu 1945!

– Tak jest! – ryknęli jednogłośnie i twarze ich wykrzywił grymas. Obaj rzucili się w kierunku najbliższego muru, schylili się i pobiegli przed siebie, osłaniając rękami głowy. Tak zachowują się ludzie pod ostrzałem artyleryjskim albo podczas nalotu… Jakby dłonią można było ocalić głowę.

Czarodziej nie był człowiekiem z gruntu złym. Chciał jak najlepiej. Nie miał pojęcia, co się wydarzy w Berlinie w marcu 1945 roku. Po prostu jeszcze się tym nie interesował. Przyszłość zawsze wydaje się radosna i świetlana. Dlatego wysłał ich w przyszłość. A z wrodzonej dobroci posłał ich w przyszłość nieodległą. Odległa przyszłość mogła kryć wiele niewiadomych.

A ci dwaj pochyleni biegli wzdłuż ulicy, potykając się i przycupując w załomach muru, szukając sposobności, by dać nura do najbliższej piwnicy.

Czarodziejowi zrobiło się żal tych ludzi.

Ale nigdy nie odwoływał własnych rozkazów.

XII

Wiecie, towarzyszu Chołowanow, ten pomysł zaczyna mi się podobać. Ale taka broń ma wyjątkowo donośny huk wystrzału…

– Pracujemy nad tym. Być może uratuje nas różnica prędkości pocisku i rozchodzenia się fal dźwiękowych. Pocisk, stopniowo wytracając prędkość, przebędzie dystans w czasie pięciu sekund. Dźwięk dotrze po dwunastu sekundach. Kiedy pocisk urwie komuś łeb, wybuchnie panika. Po kilku chwilach w ogólnym zamęcie rozlegnie się huk. Robimy co się da, żeby ten dźwięk był zdeformowany. Na obecnym etapie technologii nie da się zagłuszyć takiego huku bez korzystania z urządzeń wielkości pokoju. Można jednak próbować osłabić odgłos wystrzału, zniekształcić, skierować w bok, a najlepiej do góry. Opracowaliśmy kilka modeli tłumików. Jeden z nich wygląda jak wielki gumowy wachlarz, albo, jak kto woli, pawi ogon. Składa się z sześciu elementów przypominających gumowe płetwy, które mocuje się pod wylotem lufy…

– Nie za toporny?

– No, niestety.

– Co więc proponujecie?

– Zastosowanie odpowiedniej taktyki. Strzelec musi dysponować specjalnym ukryciem stacjonarnym, a może i ruchomym, w jakimś pokaźnym samochodzie z zamkniętą naczepą. Snajper może strzelić tylko jeden raz. Gdyby spudłował, musi odpuścić, a za miesiąc lub dwa spróbować ponownie. Nasz tłumik zniekształci dźwięk wystrzału i skieruje do góry. Przypadkowi świadkowie, którzy w momencie oddawania strzału znajdą się w pobliżu kryjówki snajpera będą szukać źródła dźwięku na niebie. Huk jest na tyle zdeformowany, że nikt go nie uzna za dźwięk wystrzału. Już prędzej za grom z jasnego nieba…

– Doskonale. Wykonajcie eksperymenty porównawcze, wybierzcie najlepszy prototyp, skierujcie do produkcji i wprowadźcie do wyposażenia specgrup.

– Zamierzamy przerzucić ten sprzęt nielegalnymi kanałami na tereny jego użycia w przyszłej wojnie i umieścić w tych naszych dziuplach.

– Bardzo dobrze. No, to do roboty.

– Tak jest!

– Towarzyszu Chołowanow, jeszcze jedno pytanie…

– Słucham, towarzyszu Stalin.

– A co z Mazurem?

XIII

Rudolf Mazur uścisnął dłoń dowódcy polskiego patrolu KOP, odepchnął łódkę od brzegu i wskoczył do środka.

Żołnierze Korpusu Ochrony Pogranicza nie stanowili problemu. Mazur wskazał w stronę sowieckiego brzegu i wyjaśnił:

– Chcę tam.

– Jak pan sobie życzy.

Kopiści nie stawiali żadnych przeszkód, nie pytali o personalia. Może go rozpoznali, a może, zaglądając w zniewalające źrenice, stracili chęć do zadawania pytań. Jedno ich zaintrygowało: dotychczas to stamtąd, z sowieckiego brzegu, czmychały po nocach łodzie, a za nimi sypały się kule. Po raz pierwszy widzą kogoś, kto sam po nocy śpieszy do Sowietów. Dobrowolnie.

Takich w Polsce na siłę się nie trzyma.

XIV

Towarzyszu Stalin, dowódca specgrupy Szyrmanow i jego ludzie namierzyli Mazura w Berlinie. Poprzez kontakty w półświatku przekazali mu prośbę o spotkanie. Mazur wyraził zgodę na rozmowę. Nasi ludzie podawali się za Amerykanów.

– Z riazańskim akcentem?

– Nie, to autentyczni Amerykanie, którzy od lat pracują dla nas. Bardzo owocnie. Zaproponowali Mazurowi współpracę i milion dolarów. Mazur odmówił miliona, a nasi ludzie nie zdążyli zaprosić go do odwiedzenia Związku Radzieckiego. Mazur przerwał kontakt, zanim jeszcze zdążyli mu wszystko wyłożyć. Nie wykluczone, że Mazur sam próbuje przedostać się do ZSRR.

– W jakim celu?

– Zgromadziliśmy relacje ze wszystkich jego publicznych wystąpień. Nigdzie otwarcie nie wygłaszał swoich poglądów, jednak analiza wystąpień nie pozostawia wątpliwości. Jest monarchistą.

– To po co się pcha do Związku Radzieckiego?

– Może na waszą koronację, towarzyszu Stalin.

XV

Po Moskwie krążą plotki. I po Pitrze. Po Barnaule i Nachodce. Od stolicy promieniują do najdalszych kresów. Ludziska gadają o czarodzieju. Czarodziej jest w Rosji. Pierwszy cudotwórca na Rusi od czasów Griszki Rasputina. To znaczy od 23 lat. W Rosji zdarzyło się wiele cudów, ale cudotwórcy jakoś nie było. Rosja oczekiwała na cudotwórcę. Była przygotowana na jego przyjęcie. I oto jest.

– Dlaczego NKWD go nie aresztuje?

– Czarodzieja? Bo kładzie lagę na NKWD.

– Cuda to zabobon. Opium dla mas. Za kratki z nim!

– Ciekawe jak…

– No, to kula w łeb. Przecież nie jest nieśmiertelny.

– A słyszeliście, jaki numer wywinął w Kijowie?

– Eee tam, w Moskwie nie takie rzeczy odstawiał!

– Poważnie? A co takiego?

XVI

Witajcie, towarzyszu Mazur. Nazywam się Chołowanow.

– Dzień dobry, Aleksandrze Iwanowiczu.

– Znacie mnie?

– Bynajmniej.

– To skąd wiecie, jak mam na imię?

– Zdawało mi się, że właśnie tak się nazywacie.

– Towarzyszu Mazur, mam zaszczyt przekazać wam zaproszenie od towarzysza Stalina. Na Kreml. Na jutro, na godzinę osiemnastą.

– Dobrze, zjawię się na pewno. Towarzysz Stalin, jeśli dobrze zrozumiałem, chciałby otrzymać jakiś dowód moich umiejętności.

– Dokładnie tak. Proszę zatem przynieść ze sobą milion dolarów.

– Nie mam takiej kwoty.

– W takim razie proszę ją zdobyć.

– Dobrze, przyniosę towarzyszowi Stalinowi milion dolarów, ale pod warunkiem, że po zademonstrowaniu oddam go tam, skąd wziąłem.

3

Вы читаете

Жанры

Деловая литература

Детективы и Триллеры

Документальная литература

Дом и семья

Драматургия

Искусство, Дизайн

Литература для детей

Любовные романы

Наука, Образование

Поэзия

Приключения

Проза

Прочее

Религия, духовность, эзотерика

Справочная литература

Старинное

Фантастика

Фольклор

Юмор