Выбери любимый жанр
Оценить:

Wybór


Оглавление


39

Biorąc to wszystko pod uwagę, należy lądować bez pieniędzy. Dopiero po udanym desancie, dyslokacji i zgubieniu się w tłumie, dopiero wtedy potrzebna jest gotówka. Natychmiast. W dużych ilościach. Dlatego werbuje się agenturę wspomagającą. Agent wspomagający może włożyć pieniądze do skrytki, albo przekazać je podczas spotkania błyskawicznego. Dziewięćdziesiąt trzy procent wpadek w wywiadzie agenturalnym ma miejsce podczas nawiązywania łączności. W trakcie kontaktu. Dlatego kontakt musi być tak przygotowany, żeby nikt nie uświadomił sobie, że w ogóle miał miejsce. Nikt. Nawet bezpośredni obserwator.

Gryf władował się wraz z tłumem do ogromnego sklepu. Wchodząc nie miał przy sobie grosza, a wychodził z lekkim sercem i ciężką kieszenią. Kto o dziesiątej zero dwie w tym rozgardiaszu włożył mu do ręki nabitą sakiewkę? Powiem szczerze: nie mam pojęcia. Namierzenie błyskawicznego kontaktu rąk w tłumie, kiedy wszyscy są ściśnięci jak sardynki w puszce, po prostu jest niemożliwe.

Drugi etap również zgodnie z planem.

Kiedy Gryf udał się na spotkanie błyskawiczne, Feniks czekała za rogiem. Teraz zostało im tylko wypić po małej czarnej, przekazać Nasti pieniądze i paszport, życzyć powodzenia – i zostawić ją samą.

Restauracja jest niewielka. Stoliki rozstawiono na chodniku wzdłuż ulicy. Tuż obok paradują tłumy przechodniów. Policja hiszpańska nic nie ma do pary obszarpanych turystów przy okrągłym stoliku w taniej knajpce. Policja ma swoje problemy. Musi się jakoś sama wyżywić.

– Na razie, infantko, wszystko idzie jak po maśle.

– Dzięki twej opiece, baronie.

Nastia rozkwita w promiennym uśmiechu. Gryf podarował jej noc, o jakiej śniła przez tysiąc nocy. Był nawet trochę lepszy niż w marzeniach. Dlatego Nastia dotknęła jego dłoni, jakby niechcąco, lekko ją ścisnęła i puściła. Odwzajemnił uścisk, mocno i delikatnie. Nastia domyśla się, że ma wiele dziewczyn, po specgrupach i w ogóle wszędzie. Po cudzoziemskich ambasadach. I w dalekich krajach. Ale wyczuwa, nie rozumem tylko sercem, że złapała Gryfa na dobre. Może się afiszować z Niemrami-dyplomatkami, może się spotykać ze spadochroniarkami i dywersantkami, z przyszłymi królowymi i carycami. Niech tam! Ale od niej już się nie uwolni.

On też to rozumie. Wyrusza teraz do Marsylii. Potem przez Paryż i Berlin do Moskwy. Po drodze ma wiele spraw do załatwienia. Wiele kobiet oczekuje go w Marsylii, Paryżu i Berlinie. I w Moskwie.

Jest mu głupio. Tyle czasu Nastia-Feniks była tuż obok, a dopiero teraz, gdy trzeba się za chwilę rozstać, odkrył w niej ten niesamowity, wybuchowy temperament. To, czego szukał przez całe życie, a miał cały czas pod bokiem.

– Nigdy cię nie zapomnę.

Zamilkł na chwilę, a potem powiedział coś, czego jeszcze nigdy nikomu nie mówił:

– Kocham cię.

Nastia spuściła wzrok: czy można w to wierzyć?

– Rozstajemy się, ale nie na długo. Sporo kręcę się po świecie, będę cię odwiedzać, Feniks.

Nastia uścisnęła go:

– Nie będziemy długo czekać. Wkrótce Rewolucja Światowa. Wkrótce nasze czołgi zjawią się we Francji i Hiszpanii. Zostanę królową. Uczynię cię księciem. I nigdy cię od siebie nie puszczę.

Uśmiechnął się:

– Przestań bajdurzyć. Lepiej szybko wracaj. Będę na ciebie czekać.

Spojrzała mu prosto w oczy.

– Baronie, chyba nie zrozumiałam… Ja mam wracać? Dokąd?

– Do Związku Radzieckiego.

– Nie mam zamiaru nigdzie wracać, baronie. Tu jest moje królestwo. Już wkrótce Hiszpańska Socjalistyczna Republika Radziecka wejdzie w skład ZSRR, a potem tylko pozmieniamy nazwy i tabliczki: Królestwo Hiszpanii w składzie Światowego Imperium!

– Nastiu, traktujesz to wszystko zbyt serio.

W jej oczach błysnęła nieposkromiona wściekłość. I wtedy mu powiedziała. Prosto z mostu.

Rozdział 17

I

Jest pewien bardzo prosty sposób analizowania informacji. Trzeba wyeliminować myślenie negatywne. Uwolniwszy się od wszystkiego, co złe, rozpościeramy nad sobą przezroczystą czaszę. Nie jest to kopuła cyrku berlińskiego, ani moskiewskiego, ani samarskiego znad Wołgi. Rozpościeramy kopułę, przez którą widać niebo i gwiazdy. Samo jej rozciągnięcie nie powinno przysporzyć większych trudności. Wystarczy chcieć. Najpierw nasza czasza będzie niewielka, jak parasol nad głową. Potem, wraz z latami treningów, w miarę gromadzenia doświadczeń, będziemy tę kopułę rozciągać coraz wyżej i coraz szerzej. Jeżeli przyłożymy odpowiednio dużo woli, to przejrzystości tego sklepienia nie zakłócą ani betonowe stropy, ani całkowite zachmurzenie, ani oślepiające słońce. Warunki zewnętrzne nie są tu żadną przeszkodą. Sferę można rozwinąć siedząc w bunkrze, w czołgu, w klasztornej celi, w okręcie podwodnym, w celi śmierci. Trzeba się tylko odpowiednio skoncentrować.

Dla celów treningowych można wykorzystać dowolną książkę. Na przykład „Wojnę i pokój”. Przekartkujmy ją, starając się zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Weźmy teraz przedmiot naszej analizy i rozłóżmy na czynniki pierwsze. Rozszywamy „Wojnę i pokój” na pojedyncze kartki. Myślowo. Tu uwaga techniczna dla początkujących: kartki zadrukowane są obustronnie, dlatego rozkładamy równocześnie dwa egzemplarze. W przeciwnym razie połowa informacji umknie naszej analizie.

Tekst równomiernie rozkładamy na powierzchni sfery. Strony można układać w dowolnej kolejności. Podkreślam: nie idzie tu o zapamiętywanie, lecz o analizę. Do zapamiętywania książek i bibliotek stosuje się inne procedury. Nasza pamięć jest nieograniczona. Każdy mózg potrafi w razie potrzeby zmagazynować dowolną ilość informacji. Po prostu nigdy nas nie uczono, jak wykorzystywać własną pamięć. Nie kazano nam zapamiętywać „Wojny i pokoju”, więc nigdy tego nie próbowaliśmy. Ale nie szkodzi, można analizować tekst nie znając go na pamięć. Trzeba go sobie tylko wyobrazić.

Robimy głęboki wdech, powolny wydech i w jednej chwili, w jednym spontanicznym porywie rozrzucamy strony po rozpostartej sferze, tak, by przez moment zaiskrzyła, po czym ściągamy całą kopułę w jeden oślepiający punkt. W tym momencie, w tej jednej chwili trzeba sobie wyobrazić całą zawartość książki, maksymalnie obrazowo, z jak największą ilością szczegółów. Trzeba zwizualizować wszystko, co udało się zapamiętać, możliwie plastycznie, w trzech wymiarach: ujrzeć wszystkich bohaterów, ich słowa i czyny, wszystkie wydarzenia i ich okoliczności, zobaczyć połysk bagnetów, usłyszeć huk armat i tętent kopyt, poczuć w piersiach atmosferę balów i oficerskich popijaw, odczuć koszmar przegrania w karty dóbr rodowych i dotknąć chłopskiej niedoli, trzeba nie tylko zobaczyć polowanie na wilki, ale poczuć je własną wilczą sierścią, trzeba razem z Bonapartem wkroczyć do Moskwy, opuszczonej przez jej mieszkańców i wciągnąć w nozdrza zapach pierwszych pożarów. Trzeba zamarzać na Drodze Smoleńskiej, w panice ratować się ucieczką z pola bitwy i triumfować na widok porzuconych sztandarów nieprzyjaciela. To wszystko musi wydarzyć się w jak najkrótszym czasie. W okamgnieniu. Nie chodzi o to, by w myślach powtórzyć wszystkie słowa i zdania, wszystkie kropki i przecinki. Chodzi o to, aby słowa przemieniły się w żywe obrazy, w jeden wielki fresk.

Wszyscy ci, którzy znaleźli się w szponach śmierci i cudem uszli z życiem, opowiadają niemal to samo. Zwracają uwagę na dwie rzeczy: po pierwsze – na absolutny spokój, po drugie – na niewiarygodną zdolność widzenia całego życia w jednej chwili. Musimy dążyć do osiągnięcia właśnie tego stanu: spokój i uchwycenie nieogarnionego. Między życiem a śmiercią jest cienka warstwa pośrednia. Trzeba za wszelką cenę wcisnąć się w tę szczelinę.

Najczęściej ci, którzy analizują informacje metodą sfery, piszą z błędami, nie zwracając uwagi na znaki przestankowe, zasady gramatyczne i styl. Dla nich najważniejsze są nazwiska, daty, liczby.

Najtrudniejszym momentem jest ściąganie sfery w punkt. Niektórym udaje się osiągnąć punkt wielkości stołu, innym wielkości rozłożonej gazety. Nie wolno się poddawać, trzeba nadludzkim wysiłkiem woli ściskać dalej konsekwentnie, kompresować aż otrzymamy malutką, przeraźliwie jasną kropkę. Wtedy musimy ją odepchnąć. Oderwać się od niej. Przedrzeć się stąd na tamten świat. To bardzo trudne. Równie męczące, jak wynurzanie się z wielkiej głębokości. Kto się stamtąd wynurzył, ma kłopoty z oddychaniem w naszym świecie. Nie może złapać tchu, nie jest w stanie mówić, ciemnieje mu przed oczami, traci przytomność. To cena za powrót z niemożliwości. Wymaga przyzwyczajenia.

Czarodziej już dawno się przyzwyczaił. Rozrzucił „Mein Kampf” i ściągnął w jeden roziskrzony punkt.

I dalej nic nie rozumiał. Dlaczego Hitler miałby ruszyć na wschód? Skąd się to wzięło? Z książki ani z wystąpień wcale to nie wynika. W takim razie, dlaczego wygadywał te głupoty w berlińskim cyrku? Przecież z „Mein Kampf wynika jasno, że wróg wewnętrzny to Żydzi, a wróg zewnętrzny – Francuzi. I tyle. Kredo Hitlera: niszczyć jednych i drugich. W opasłym tomisku ledwie wspomina o istnieniu obszarów na wschodzie.

Hitler snuł plany na stulecia, na tysiąclecia. Tereny na wschodzie, to odległy cel dla przyszłych pokoleń. A właściwie o jakich terenach mowa? Gdyby Rzesza otrzymała te ziemie za darmo, to sama budowa dróg i autostrad doprowadziłaby niemiecką gospodarkę do bankructwa. A jak kontrolować takie terytorium bez odpowiedniej sieci połączeń komunikacyjnych? Tylko Czyngis-chan mógłby się podjąć takiego wyzwania. Bo jemu drogi nie były potrzebne.

3

Вы читаете

Жанры

Деловая литература

Детективы и Триллеры

Документальная литература

Дом и семья

Драматургия

Искусство, Дизайн

Литература для детей

Любовные романы

Наука, Образование

Поэзия

Приключения

Проза

Прочее

Религия, духовность, эзотерика

Справочная литература

Старинное

Фантастика

Фольклор

Юмор