Выбери любимый жанр
Оценить:

Wybór


Оглавление


2

Berlin śpi. Pod żółtymi latarniami wysepki światła, a dalej już tylko wilgoć: promienie nie rozchodzą się w gęstej mgle i deszczu. Wielkie, wspaniałe miasto pogrążone we śnie. Cisza.

Zielone światło na skrzyżowaniu. Bezruch.

Wspaniale wygląda zielone światło w gęstej mgle. Zyskuje nowe, niepowtarzalne, trudne do wyrażenia słowami odcienie. Szkoda, że nikt nie podziwia tego piękna. Tylko on, przemoczony i zziębnięty. Szkoda, że musi iść przed siebie, choć nie ma dokąd. Jest mu źle, bo to wielkie miasto raptem stało się dla niego obce. Jest mu źle, bo za mokrymi murami są suche, przytulne pokoje.

Tam, w pokojach, pod suchymi powłoczkami, z nosami w puchowych pierzynach śpią mieszczuchy.

Źle jest człowiekowi, który nie ma ciepłego, suchego pokoju ani pierzyny.

Poza tym przemoczony wiedział: za kołyszącą się latarnią, za tym oklejonym mokrymi afiszami słupem, za węgłem odrapanego gmachu czeka go nieszczęście.

Nieszczęście, któremu nie zdoła zapobiec.

VIII

Nalać wam jeszcze, towarzyszu Chołowanow?

– Nie, dziękuję, towarzyszu Stalin.

– No, to do rzeczy. Jak postępuje szkolenie grupy hiszpańskiej?

– Według planu. Dziewczyny robią spore postępy.

– Wybór trzynastego?

– Tak jest, towarzyszu Stalin.

– Uważacie, że wybierzemy odpowiednią?

– Jest sześć, a potrzebujemy jednej. Każda ma mocniejsze i słabsze strony, ale jedną wybierzemy bez problemu.

– A gdyby tak zwiększyć grupę?

– Placówka szkoleniowa przewidziana jest na sześć kandydatek…

– No to jest sześć… I jedna rezerwowa. Dobra?

– Jak rozkażecie, towarzyszu Stalin.

– Nie rozkazuję. Zróbcie, jak uważacie. Potrzebuję odpowiedniej kandydatki…

– Możemy dołączyć siódmą jako rezerwową, ale dziewczyny z grupy są już mocno zaawansowane. Żeby tylko dała sobie radę.

– Ona? Na pewno! Przecież ją znacie.

IX

Gdzieś w oddali zgrzyta po torach spóźniony tramwaj.

Przemoczony wstrzymał oddech, potem wykonał głęboki wydech i zdecydowanym krokiem skręcił za róg.

Zawsze wychodził na spotkanie losu z podniesionym czołem.

X

– No, i na koniec, towarzyszu Chołowanow… Obiecaliście powiedzieć mi coś na temat Rudolfa Mazura, czego bym nie wiedział.

– Nasza siatka agenturalna donosi, że Amerykanie próbują go namierzyć.

Stalin wstał, podszedł do okna i długo obserwował krople z kryształkami w środku.

– Jacy Amerykanie?

– Wywiad wojskowy.

– I nie mogą go znaleźć?

– Nie mogą. Nikt nie może go znaleźć.

– Co to znaczy: nikt? Czy poza Amerykanami kogoś jeszcze interesuje osoba Rudolfa Mazura?

– Wywiad brytyjski. Poza tym Abwehrę, Gestapo, policję kryminalną.

XI

Przemoczony skręcił za róg i zaraz snop światła uderzył go w oczy:

– Stać!

I druga latarka z gęstej mżawki:

– Dokumenty!

Tuż koło prawej dłoni poprzez zimne krople poczuł gorący oddech psa. Pies nawet nie musnął ręki i był całkowicie niewidoczny, ale człowiek całym swoim jestestwem czuł wyraźnie: jest tuż obok. Nie patrząc na psa (no bo co można dojrzeć w ciemności, mając dwie latarki skierowane prosto w oczy) określił nieomylnie: rottweiler, suka.

Zbliżył się trzeci reflektor, maleńki, ale oślepiający, i też prosto w oczy:

– Patrzcie, jaki podobny do Mazura. Ale numer! To M-a-a-zur? We własnej osobie. Ręce na mur!!!

XII

Dziwne rzeczy dzieją się u was, towarzyszu Chołowanow. Amerykański wywiad tropi Rudolfa Mazura, brytyjski wywiad tropi Rudolfa Mazura, hitlerowski wywiad tropi Rudolfa Mazura. A dlaczego, jeśli łaska, stalinowski wywiad nie tropi Rudolfa Mazura?

Rozdział 2

I

Kiedyś był tutaj klasztor. Teraz jest Instytut Rewolucji Światowej. Otwierają się stalowe wrota, wjeżdża długa, czarna limuzyna. Z kabiny wysiada Chołowanow. Warczy coś półgębkiem. Po klasztorze roznosi się wieść: Gryf wrócił z Kremla, wkurzony do nieprzytomności. Ale zaraz będzie!…

II

Raptem podłużne krople deszczu zmalały, zmatowiały, wyostrzyły się ich kontury. Spowolniły swój swobodny lot, zawirowały wokół latarni, przemieniając się w leniwe, pierzaste płatki śniegu. Śnieżyca spowiła poczciwe miasto Berlin.

Zatrzaskuje się bransoleta na lewym przegubie czarodzieja, iluzjonisty i hipnotyzera. I na prawym. Wzorzysta śnieżynka ląduje mu na rękawie. Wraz z tą śnieżynką wtłaczają go w wąski, obity blachą korytarzyk więźniarki. Cios gumową pałą w wątrobę natychmiast koryguje tor jego ruchu: do boksu! Zakute przeguby – do wspawanej w ścianę obrączki. Z trudem przewlekają – przez nią łańcuch z kłódką. Kłódka zamyka się z trzaskiem. Brzęczący łańcuch przyspawany do stalowej belki, belka dokręcona na fest do stalowej ściany. I psa sadzają na wprost. Chcesz znowu hipnotyzować? Spróbuj na początek naszego azorka.

Aresztancki boks ma podwójne drzwi. Pierwsze wykonane ze stalowych prętów, pociągniętych czarną olejną farbą. Czarna farba, podobnie jak szary podkład, zeszła całkiem tam, gdzie więzień ma dłonie. Lśni goły metal, wypolerowany na blask tysiącami aresztanckich palców. Drugie drzwi, to stalowa płyta z judaszem. Łomotnęła stalowa krata, ale drzwi z okienkiem zostawili otwarte na oścież… Żeby pies miał na oku całą postać aresztanta, od stóp do głów. Żeby psi oddech ogrzewał mu twarz. Żeby nie stracić kontaktu.

III

Chołowanow rzucił mokrą teczkę na biurko. Strumyki wody ściekają z płaszcza na kamienną posadzkę. Chodzi z kąta w kąt, nie zdejmując okrycia. Patrzy pod nogi: – Wezwać Szyrmanowa.

IV

Węźniarka jest zaprojektowana na sześciu delikwentów, nie licząc eskorty. Ale tym razem przewożą tylko jednego. Pozostałe pięć boksów świeci pustkami – taki aresztant zasługuje na oddzielny transport. A czasy przecież takie, że wszystkie budy berlińskie przekraczają plany, trzeszczą w szwach, przeładowane pracują aż do zatarcia silników. Zwłaszcza w godzinach szczytu: między czwartą a szóstą nad ranem, kiedy potencjalni aresztanci śpią smacznie, odwracają się na drugi bok. Wtedy się ich zwija! I ładuje budy do oporu. Że szpilki nie ma gdzie wetknąć.

Więźniarki są bardzo różne. Jedne mają celę zbiorową, inne nie, a jeszcze inne mają celę zbiorową i tuzin pojedynczych. Są pojazdy o ograniczonej pojemności i są o nieograniczonej, nieskończonej. Więźniarki o ograniczonej pojemności służą do przewożenia ważniaków. Dlatego taką dzisiaj podstawiono. Tak naprawdę, to właściwie nie więźniarka, tylko autobus policyjny z potężnym silnikiem diesla wysuniętym do przodu jak taran, z wielkim zderzakiem, kołami od wywrotki i opancerzoną szoferką. Z przodu miejsca dla policji: siedzenia z prawdziwej skóry, całe żółte. Natomiast tylna Część dla aresztantów. Na korytarzyk aresztancki można się dostać przez tylne drzwi pancerne z zakratowanym okienkiem, albo przodem, przez przedział policyjny z miękkimi siedzeniami.

W szczególnych przypadkach, takich jak ten, policyjny autobus dodatkowo eskortują trzy pojazdy. Zawyły syreny. Na dachach zamigotały niebieskie koguty. Więźniarka wesoło pomyka w nocną mroźną zawieruchę, rysując pierwszy ślad w białym puchu. Ruszyły samochody konwoju. Spod kół strzelają fontanny czarnej brei. Po samochodzie pozostaje tylko czarny ślad w białym śniegu.

V

Może myślicie, że oto w Berlinie sypie śnieg z deszczem, a w Moskwie ciepło i sucho? Bynajmniej, drodzy towarzysze! W Moskwie deszcz ze śniegiem zacina nie gorzej niż w Berlinie.

A jeszcze niektórym może się zdawać, że w Berlinie trwają aresztowania, a w Moskwie nikt już nikogo nie aresztuje. Że to tylko po Berlinie śmigają suki. Bynajmniej, moi drodzy! Po Moskwie też śmigają, i to nie mniej intensywnie. Prawdę mówiąc, taki Berlin mógłby się wiele od Moskwy nauczyć.

Przez Moskwę przewala się fala aresztowań. Masowych. Istny hurt. Władza towarzysza Jeżowa nie wzbudza już szacunku. Nie skupia na sobie powszechnej miłości. Koniec jest bliski. Tylko towarzysz Jeżów jeszcze nie chce uwierzyć, jak bliski. Tymczasem towarzysze nie biorą Jeżowa. Natomiast jego ekipę – jak najbardziej. Wpychają do suk i jazda. Biorą chłopaków po kolei. Aresztują tych, co niedawno sami aresztowali, rozstrzeliwują tych, co rozstrzeliwali.

No, ale zdarzają się też i ważniejsze sprawy…

VI

Wicedyrektor Instytutu Rewolucji Światowej towarzysz Chołowanow, po naradzie z samym dyrektorem i po wysłuchaniu bezcennych wskazówek, powrócił do Instytutu w stanie widocznej irytacji. Przede wszystkim wezwał do raportu szefa specgrupy KONTROLI, towarzysza Szyrmanowa.

– Towarzyszu Szyrmanow, jak przebiega szkolenie grupy niemieckiej?

– Doskonale.

– A francuskiej?

– Zgodnie z planem.

– Hiszpańskiej?

– Wszystko w normie.

– A może byśmy włączyli do grupy hiszpańskiej dodatkową dziewczynę?

– Placówka szkoleniowa wyposażona jest na sześć osób…

– Nie szkodzi. Niech będzie sześć i jedna zapasowa.

– Ale czy zdoła nadrobić wszystko to, co dziewczyny już przyswoiły?

– Ona? Bez problemu.

– No, dobrze. Załatwimy to z samego rana.

– A teraz sprawa najważniejsza. Towarzyszu Szyrmanow, co wam wiadomo o człowieku nazwiskiem Rudolf Mazur?

VII

Jeżeli szmatę do podłogi zanurzymy w wiadrze pełnym wody i wyciągniemy bez wyżymania, to pocieknie woda. Strumieniami. Tak właśnie lało się z czarodzieja: jak ze szmaty do podłogi. W wąskim przejściu na podłodze, w boksie, na twardej i zimnej wyślizganej ławce – wszędzie ściekająca brudna woda. Para pod sufit. Gorąca para z psiego pyska. I zimna para ludzkiego oddechu. I obfita para z przemoczonej odzieży. W jednej chwili wszystkie okienka w budzie zaszły mgłą, a żarówka tląca się pod sufitem straciła swój kształt, stała się żółtą, zamazaną plamą.

3

Вы читаете

Жанры

Деловая литература

Детективы и Триллеры

Документальная литература

Дом и семья

Драматургия

Искусство, Дизайн

Литература для детей

Любовные романы

Наука, Образование

Поэзия

Приключения

Проза

Прочее

Религия, духовность, эзотерика

Справочная литература

Старинное

Фантастика

Фольклор

Юмор